wtorek, 26 października 2010

55. Krakowskie Zaduszki Jazzowe

Kiedy byłem, kiedy byłem małym chłopcem, hej! to Krakowskie Zaduszki Jazzowe były po prostu Zaduszkami Jazzowymi i odbywały się w Krakowie. Od wielu zresztą już lat. Wyłącznie. Obecnie tego typu imprez nagromadziło się w Polsce na tyle, że Zaduszki musiały odróżnić się przymiotnikiem. Kiedy byłem tym małym chłopcem, Zaduszki bywały jeśli nie drugim, to pewnie - nie licząc Złotej Tarki i spotkań pianistów jazzowych w Kaliszu - trzecim jeśli chodzi o wagę "festiwalem" jazzowym w Polsce. A może mi, małemu, wówczas się tak zdawało. Po Jazz Jamboree i Jazzie nad Odrą. Jazzu Jamboree już praktycznie nie ma, Zaduszki pozostały. Czy mają się jednak dobrze? Moim skromnym zdaniem ich programy z ostatnich lat nie są tak ekscytujące jakby można tego oczekiwać po najstarszym festiwalowym wydarzeniu jazzowym w Polsce.

Tegoroczne wydanie odbywać się będzie nie tylko w Krakowie, ale również w Trzebinii, Wieliczce, Wadowicach, Zabierzowie oraz Niepołomicach i odbędzie w dniach pomiędzy 29.10 a 8.11. Po kolei.

Program koncertów w Krakowie:

30.10, g. 18:00, Dwór Czeczów (ul. Popiełuszki 36) - "Z obłoków na ziemię" /J.Nowicki - w roli ks.J.Twardowskiego, C.Chmiel - kbds, M.Stryszowski - as, ss, K.Bodzoń - b/

31.10, g. 18:00, Kinoteatr Uciecha - "Celebrating Ornette Coleman" /R.Winterschladen - tp, H.Read - as, W.Schmidtke - ts, ss, J.Śmietana - g, T.Kupiec - b, P.Weiss - dr/, Kuba Badach "Obecny. Tribute to Andrzej Zaucha" /K.Badach - voc, J.Piskorz - p, R.Luty - dr, M.Barański - b, gb, G.Piotrowski - sax, M.Górny - kbds, P.Maciołek - g/

g. 21:30, Piwnica pod Baranami - Festiwalowy Jam Session Zaduszkowy

7.11, g. 19:15, Kinoteatr Uciecha - "40 lat Laborki" - Laboratorium & special guests: R.Towner, R.Al-Mashan (Laboratorium zaś w składzie: J.Grzywacz - kbds, M.Stryszowski - as, ss, voc, K.Ścierański - gb, M.Raduli - g, G.Grzyb - dr); Ralph Towner solo; The Gravity /M.Górka - dr, A.Kawończyk - tp, G.Piętak - b/

8.11, g. 19:30, Bazylika oo. Dominikanów - XXIV Msza Jazzowa

Koncerty w Trzebinii:

29.10, g. 18:00, Dwór Zieleniewskich - Skowron-Sitkowski Quartet /J.Skowron - p, M.Sitkowski - dr, J.Główczewski - as, ss, J.Cichy - b/

Koncerty w Wieliczce:

30.10, g: 19:00 (zjazd do kopalnii o 18:00), Kopalnia Soli "Wieliczka" - V Wielickie Zaduszki Kulturalne - Zaduszkowy Inauguracyjny Koncert Jazzowy - Jazz Band Ball Orchestra feat. B.Przybytek /JJBO: J.Kudyk - tp, voc, M.Michalak - tb, J.Mazur - ts, cl, W.Groborz - p, T.Lisiecki - b, W.Jamioł - dr, B.Przybytek - voc oraz Peter Lipa - voc/; Leliwa Jazz Band /E.Wnęk - bjo, K.Król - cl, J.Partyka - tb, S.Stańczyk - tp, K.Partyka - ts, ss, p, R.Starzec - b, tarka, R.Bartnicki - dr, p/

Koncerty w Zabierzowie:

4.11, g. 19:00, Grube Ryby - "Z obłoków na ziemię"; Little Egoists

Koncerty w Niepołomicach

5.11. g. 19:00, Zamek Królewski - Piotr Domagała Slavonic Tales /P.Domagała - g, A.Kawończyk - tp, S.Berny - dr, perc; Tomek Grochot Quintet /T.Nowak - tp, V.Iwanov - ts, D.Wania - p, H.Gradus - b, T.Grochot - dr/

Koncerty w Wadowicach

7.11, g. 18:00, Wadowickie Centrum Kultury - Eastcom International feat. Ignass Fofana & Guy Bilong /S.Bernatowicz - kbds, R.Krawczuk - as, ss, I.Fofana - bg, voc, G.Bilong - dr, voc, J.Pilch - perc/

I to by było na tyle.

piątek, 22 października 2010

Chopin Around - koncert

Rok Chopinowski już niemal dobiega końca, w dalszym ciągu jednakże pojawiają się tu i ówdzie różnego rodzaju projekty. Oprócz interpretacji zupełnie klasycznych, sporo jest prób zupełnie nowego spojrzenia na muzykę tego kompozytora. Zatem po Łodzi i Warszawie, dzisiaj trafi do Filharmonii Krakowskiej projekt Chopin Around firmowany przez zespół w składzie: Agata Zubel – sopran, Andrzej Bauer – wiolonczela, Uri Caine – fortepian, Jacek Kochan – perkusja. Cezary Duchnowski – aranżacje. Maciej Walczak – projekcje multimedialne, który wpisuje się w ów "nowoczesny" nurt. W programie pojawią się Preludia op. 28 w zupełnie nowym odczytaniu. Z zapowiedzi wynika, że sporo będzie ingerencji elektronicznych. Ponoć także improwizacji. Nie znam tego projektu, jednakże z jego opisu wynika, że zainteresowani nim mogą być wszyscy ci, którym do gustu przypadło takie podejście do materii klasycznej, jak zaprezentowane choćby na Gustav Mahler/Uri Caine - Urlicht/Primal Light (Winter & Winter 910 004-2).

Więcej:

sobota, 9 października 2010

24.10.10 - Katowice. John Scofield Trio

Nie ukrywam, że jeden z moich ulubionych, współczesnych gitarzystów - John Scofield wraz ze swym trio (Steve Swallow i Bill Stewart) zagra w Sali Koncertowej GCK w Katowicach 24.10.2010 r. Jakiej myzyki możemy się spodziewać? Myślę, że wskazówką może być "En Route" wydana przez Verve.

William Hooker - Waves

Nie będę ukrywał - do płyty tej zwabiło mnie nazwisko Daniela Cartera. Muzyka, który zmienił moje widzenie muzyki. Zdecydowanie. Pisałem o tym wiele razy, nie będę się powtarzać.

"Waves" tworzą muzycy, którzy są mi niesamowicie bliscy. Daniel Carter i Sabir Mateen. Obaj na alcie i tenorze, a pierwszy nadto na trąbce. Pozbawiona basu struktura uzupełniana jest przez Jeffreya Haydena Shuduta na gitarze i Williama Hookera na perkusji. Lekko ponad 40 minut improwizacji.

Kiedy przypomnę sobie koncerty z idziałem Daniela Cartera mogę jedynie pomyśleć, że tych 40 minut muzyki, to jedynie zapowiedź trzęsienia ziemi, które się odbyło w Nowym Jorku, we wrześniu 2005.

Pamiętacie taką kapelę jak SBB? Strasznie często przypominam sobie credo, które stworzylo ich nazwę: Szukaj, Burz i Buduj. Carter z Mateenem są zwykle nośnikami tego credo. Jest w ich muzyce, a już szczególnie, gdy występują razem, zgiełk i furia. Ekspansja energii, gdzy szukają. Poszczególne dźwięki są rozsypywane na molekuły. Każdy dźwięk, który ma zostać zagrany jest poddawany wiwisekcji. Doprowadzony do unicestwienia. Nie ma czegoś takiego jak ciągłość. Jest brutalne spotkanie się z każdym, następującym po sobie dźwiękiem, po to by go unicestwić. Nie ma zmiłuj się. Nie po to poszukujemy, by nie zburzyć. Mamy fazę burzenia. Potem tworzy się coś na kształt... hmmm... jakby to powiedzieć: melodii? struktury? Wchodzimy w fazę budowania.

Obaj Panowi potrafią doskonale, niemal w jednej chwili rozłożyć na absolutne kawałki to co grają i w tej samej chwili stworzyć z nich coś innego. To jakby granie na mozaikowym kalejdoskopie. Ruch w prawo i już coś innego. Ruch w lewo i mamy inną muzykę. Możemy jeszcze się chwilę zatrzymać, by się przyjrzeć temu, co się właśnie pojawiło, ale... Właśnie drgnęła ręka. Już jest coś innego. Coś o innym obliczu.

Kiedyś Daniel powiedział: nie jest ważne co, ale ważne jak grasz; ważne, by w tej chwili, w której grasz wyrażał się twój aktualny stosunek do świata.

Święte słowa. Dlatego, dla nich uwielbiam tego muzyka i jego muzykę. Nie jest dla mnie absolutnie ważne co gra. Ważne, że w każdym dźwięku czuję, że jest on autentyczny. Kiedy wraz z nim usłyszę równie autentycznych Mateena, Hookera, jak również tych, których usłyszałem bodaj pierwszy raz Moshe i Shurduta muzyka staje się absolutnym absolutem. Wyżej, dalej nie można. To jest doskonałość nieskrępowana ani jednym słowem, ani jednym dźwiękiem. Kompletnie wolna od wszelkich pomysłów, jakie sobie można tylko wymarzyć. Tu nie ma ani początku, ani końca. Tę muzykę można słuchać w każdym miejscu i w każdym jest równie fascynująca. Free? Ależ oczywiście! Kompletne free, choć do tworu zwanego free improvisation muzyce tej daleko. Jest bowiem jeszcze mniej od niej skrępowana jakimkolwiek węzłem. To jest muzyka emocji. Prezentacja wrażeń. Ulotnych, będących jedynymi w danej chwili.

Absolutnie genialne, wyobrażenie czasu, który istnieje wyłącznie w momencie, w którym się gra. Absolutnie genialne wyobrażenie istnienia w czasie i poza czasem. W dźwięku i poza dźwiękiem.

Raz jeszcze powiem: słuchajcie Daniela Cartera! Słuchajcie Sabira Mateena. Wiele się w ten sposób można dowiedzieć o samym sobie.

William Hooker/Daniel Carter/Sabir Mateen/Ras Moshe/Jeffrey Hayden Shurdut - Waves - Nolabels 2565

czwartek, 7 października 2010

10.10.2010 - Marc Copland w Hipnozie

Według mej najlepszej wiedzy, w cyklu Jazz i Okolice: Echoes of Chopin, 10.10 o godz. 20.00 w Jazz Club Hipnoza w Katowicach pojawi się Marc Copland Trio w składzie: Marc Copland – fortepian, Drew Gress – kontrabas i Jochen Rueckert - perkusja. Wraz z Triem zagra kwartet - Kwartet Śląski. Jaką muzykę, to widać chyba po zapowiedzi ech Chopina.

wtorek, 5 października 2010

PiecART październik 2010

Dawno tam nie byłem. A szkoda. W pażdzierniku plan wygląda następująco:

6,7 X, g. 20:30 - ICTUS Quartet /Sveden/ (P.Vallmyr-cl,sax, J.Simonsson-p, P.Thorman-db, M.Vikberg-dr)

8 X, g. 21:30 - SOUNDS SMUGGLERS

9 X, g. 21:30 - WORLD TRANS SYSTEM (S.Lenoir, K.Bodzoń)\

10 X. g. 20:30 - S.DUDAR Quartet (S.Dudar-sax, G.Urban-p, M.Spera-db, W.Buliński-dr)

12 X. g. 20:30 - KABOKA (Sz.Kamykowski-sax, K.Bolek-g, P.Południak-db, D.Fortuna-dr)

13,14 X. g. 20:30 - FRIENDS & NEIGHBORS Quartet /Nor,Sved/ (A.Roligheten-sax, T.Johansson-tp, J.R.Strom-db, T.Ostwang-dr)

16,17 X, g. 20:30 - Directions in Music; HANK MOBLEY (T.Grzegorski-sax, P.KACZMARCZYK-p, M.Adamczak-db, D.Fortuna-dr)

19 X, g. 20:30 - JANA BEZEK Trio (J.Bezek-p, W.Szwugier-db, D.Stankiewicz-dr)

20,21 X, g. 20:30 - WAGNER BARBOSA Trio /BR/PL/ (W.Barbosa- voc,g, K.Pałys-p, R.Mota-prc)

22,23 X, g. 21:30 - WORLD TRANS SYSTEM (S.Lenoir, K.Bodzoń)

26 X, g. 20:30 - La Fanfare Du Por /CH/ (S.Blaser-tb, L.Dubuis-sax, L.Galati-dr)

27,28 X, g. 20:30 - J.BOTHUR Quartet (J.Bothur-sax, K.Płuzek-p, M.Mucha-db, G.Masłowski-dr

29,30 X. g. 21:30 - WORLD TRANS SYSTEM (S.Lenoir, K.Bodzoń)

02 XI, g. 20:30 - IMAGINATION Quartet (D.Pińkowski-sax, M.Sołtan-g, K.Zasada-db, M.Dziedzic-dr)

Wolność, czyli słów kilka o słuchaniu jazzu

Jestem taką duszą, która wiecznie poszukuje nowego. Znam jazz. Wydaje mi się, że znam. Z ostatnich 100 przeszło lat. I doskonale wiem, że jest w tej muzyce, w samym jej początku zarzewie tego co się dzieje dzisiaj. Co się będzie dziać jutro. Doskonale wiem, że w tym konglomeracie wszelkich stylów, wszelkich pomysłów było już to, co jest dzisiaj. Piękna muzyka.

Wielokroć słyszałem o końcu jazzu. Ale czy ktokolwiek, kto zadawał to pytanie, by nie mówić nawet o twierdzeniu, dokładnie posłuchał tej muzyki? Muzyki, o której się wypowiada? Szczerze wątpię. To tekst pod publiczkę. Równie dobrze można byłoby powiedzieć, że muzyka Bacha, niejakiego Jana Sebastiana, przeminęła wraz z barokiem. Bzdura. Podobnie King Oliver, czy Louis Armstrong, Duke, i wielu innych nie przeminęło. Różnica w klasyce - jaką znamy i postrzegamy w dniu dzisiejszym - jest taka, że jesteśmy w stanie ją "wyetapować". W jazzie - nie. Na całe szczęście. Ta muzyka, to ciągłość. Nie jest istotne jak jest grana. Nie jest istotne co jest grane. Ważne jest jak myśli, czuje, odczuwa ten kto gra. I z drugiej strony ważne w jaki sposób jesteśmy w stanie to odczuć. Musi być improwizacja, bo musi się to dziać. Tu i teraz. Musi być aktualne, bo jazz to improwizacja. Skoro jej nie ma, to nie ma jazzu. A skoro jest, to jest zawsze w tej chwili, w której istnieje. Inaczej nie ma jazzu, a my możemy odbierać jedynie tylko "like". Wyrób czekoladopodobny. Stąd też w wielu miejscach, nawet co do "uznanych" muzyków jazzowych mówię, że nie grają jazzu.

Jeśli chcesz odbierać jazz, albowiem słuchanie tej muzyki, to jej odbiór, a nie kontemplacja, to musisz ustawić uszy na czas dzisiejszy. Nieważne przy tym, czy dźwięki, które powstały zostały wygenrerowane dzisiaj, czy sto lat temu. Ty, słuchaczu jazzu, musisz wiedzieć, że trafiają one w obecną chwilę. Jeśli nie, jeśli odbierasz je inaczej, wówczas po prostu nie słuchasz tej muzyki. Niestety.

Może się zatem zdarzyć, że dźwięki zaśpiewane przez Basie Smith będą dla Ciebie współczesne. Będą, jeśli muzyka ta stanie się chwilą. Równie dobrze możesz powiedzieć, że Jamie Cullim nagrał płytę w roku 2010 (powiedzmy) i była to dla Ciebie taka, czy inna muzyka. Wówczas to nie jest jazz. Jazz jeet wtedy, gdy możesz swierdzić, że dźwięk, który do Ciebie dotarł jest zarówno przeszły, jak obecny i przyszły. Jazz nie ma czasu. Jeśli tego nie wiesz, nie odbierasz jazzu. Nie słuchasz go, a jedynie słyszysz dźwięki. Jazz jest muzyką na zawsze. Na wstecz, na teraz, na przyszłość. Nie jest ważne czego słuchasz, ważne jak słuchasz. Błąd - bowiem jest też ważne czego słuchasz. Jazzu nie da się odgrywać. Jazz można grać. Jazzu nie da sie interpretować, bo interpretacja jest rodzajem grania. Jazz trzeba z siebie wypluć. Trzeba go podać w sposób, który dojdzie do słuchacza, odbiorcy... Jazz jest muzyką, która jest funkcją czasu, jeśłi tego nie ma, nie jest jazzem. Czy teraz rozumiecie dlaczego niektórym jazzmanom odbieram to miano? Jazzmana? Czy teraz wiecie dlaczego niemal hardcore'owe dźwięki mogą być dla mnie jazzem?

Jazz to zarówno sztuka grania, jak i sztuka słuchania. To sztuka myślenia w sposób jazzowy. To sztuka odbierania dźwięków takimi, jakimi one są w tej chwili, w której są. I będą. Posłuchajcie uważnie jazzu, a nie muzyki. Posłuchajcie tych dźwięków, które kształtują naszą wrażliwość, bowiem ona jest wykształcona jazzem. Teraz rozumiecie o co chodzi?

Dlaczego słucham free? Bowiem jest to muzyka, która trafia. Jej podstawowym - wg mnie - zadaniem ma być trafienie. To muzyka, która bieże się z określonego miejsca, by je przekazać. Miejsce, w którym się ona bierze, z którego bierze początek jest przenaszalne. Można je w dowolny sposób kształtować. Zmieniać. Skoro tak, to free z roku 1959,, ot choćby takie "Lonely Woman", które samo w sobie jest absolutnie cudowną balladą, którą stworzyć można było w dowolnym okresie, jest równie aktualne w chwili obecnej, jak i w owym 1959 roku, jak i kilkadziesiąt lat wstecz. Free jest wolnością, w tym sensie, że nie zna czasu. Nie zna dźwięku, który powstaje. Ani w chwili, w której powstał, ani w żadnej innej. Free jest wolnością od czasu. Jazz jest wolnością od czasu. Stąd też i free i jazz, to ta sama drużyna. To możliwość przeżywania dźwieków. To możliwość nadania tym dźwiękom określonej treści.

Teraz już - mam nadzieję wiecie - dlaczego kocham i jak odbieram free.

Cecil Taylor - Jazz Advance

W sumie powinienem napisać o Cecilu Taylorze i jego pierwszej płycie - "Jazz Advance". Trochę, chyba mi nie wyjdzie. Z kilku powodów.

Powód pierwszy.

Gdybym posłuchał dzisiaj tej płyty, tego materiału, tych dźwieków nie wiedząc kto to gra - powiedziałbym fajne nagranie Theloniousa Monka. W kwartecie. Be-bop-free-bop. Coś, z czym przede wszystkim kojarzę tego pianistę. Najbardziej oczywista otwartość grania jazzu. W tym były te wszystkie dźwięki, które powstawać zaczęły gdzieś z początkiem XX wieku. Potem trwały i rozwijały się przez następne lata, by dojść do lat 50 ubiegłego wieku. Z dojrzałością 50 latka. Z różnych powodów, muzyka ta wówczas zaczynała być... po prostu różna. Tu swing, tu bebop, tu cool, a tu... coś innego. Coś co idzie jeszcze bardziej do przodu. "Jazz Advance" należało do tej ostatniej kategorii, zatem - w tym jest też sporo takich dźwieków, które dopiero zostaną zagrane. W następnej dekadzie. I późniejszych też.

Powód drugi.

Gdybym nawet bardzo chciał, to w ślepym teście, nie znając tego nagrania, jedną z ostatnich postaci, na które bym stawiał byłby Cecil T. Jego późniejsza muzyka poszła w tak nieprzewidywalny sposób, że trudno byłoby stwierdzić, że "Jazz Advance" da taki efekt w przyszłości.

Powód trzeci.

Najbardziej podstawowy. Słucham muzyki, a nie zastanawiam się kto gra. Otóż słuchając tej płyty mam, słyszę, nieodparte wrażenie słuchania absolutnie nowej muzyki połowy lat 50 ubiegłego wieku. Słyszę to. Słyszę te wszystkie zapowiedzi nowego jazzu, nowej rewolty, która niebawem powstanie. Już teraz o tym wiem. Pewnie wówczas nie wiedziałbym, a jedynie odkrywałbym tę muzykę jako niesamowicie awangardową.

Bez powodu.

Tą płytą Cecil Taylor jawi się jako genialny łącznik pomiędzy tym co było, a co jest. Mając w pamięci obecne jego poczynania, to co tworzy od kilkudziesięciu lat, kiedy się spotkamy z dźwiękami z "Jazz Advance" wszystko stanie się jasne. To jest ów łącznik, który - moim zdaniem - powoduje prawdziwość twierdzenia, że pomimo rewolucji, jazz jest muzyką ewolucyjną. Te dźwięki, które obecnie słyszymy są głęboko zakorzenione w tych, które stanęły u jego podstaw. Free jazz - bodaj jedna z największych rewolucji jazzowych w ponad stuletniej jego tradycji jest niczym innym, jak dobraniem nowych środków do tego, co tkwiło w tej muzyce już na samym początku.

Muzyka tu zawarta jest na swój sposób genialna. Jest absolutnie doskonała. Wówczas wizjonerska. Dziś, to podobnie jak nagrania Monka - brakujące ogniwo.

Czy jednak brakujące?

Cecil Taylor - Jazz Advance - Blue Note B2 84462

poniedziałek, 4 października 2010

Anthony Braxton & George Lewis - Elements of Surprise

Najkrócej jak można? W istocie element zaskoczenia. Uwielbiam duet Braxtona z Lewisem. Świetne granie, które przenosi absolutną tradycję jazzu, tę z jego początków, dixielandowych, czy kansasowych bandów w czasy współczesne. I to nic, że gdy dwaj Panowie grali ten koncert był rok 1976 - ta muzyka nadal jest współczesna. Skrzy się mozaiką króciutkich tematów w utworze tytułowym, których starczyłoby na znacznie więcej, niż tylko jedna kompozycja (nr 64) utworów. Podaje tradycję bebopu w Ornithology tak świeżo, jakby to były właśnie co zebrane z ogrodu truskawki. A może nawet leśne poziomki. A przecież już wówczas ten utwór miał 30 lat. Króciutki następny utwór nr 65 jest jakby zaledwie przygrywką do najdłuższej na płycie kompozycji "Music for trombone and Bb soprano) - tym razem Lewisa. To zresztą chyba najbardziej w swej strukturze tradycyjna kompozycja na całej płycie. Improwizacje obu muzyków są potoczyste i surowe, a z drugiej strony skomplikowane w sam raz. Można podążać za muzykiem, który jest przewodnikiem przez te dźwięki. Jednocześnie - mimo tak skromnego składu - ta muzyka jest absolutnie pełna. Wcisnąć igły by nie można, bo byłoby już za dużo.

Słuchajcie obu Panów, bo to Wielka Muzyka.

Anthony Braxton & George Lewis - Elements of Surprise - Moers Music 01036 /płyta - jeśli się nie mylę - nigdy nie została wydana na CD/

piątek, 1 października 2010

Włodzimierz Nahorny Trio - Heart

Diabli nadali... Już niemal zapomniałem jak grał Włodzimierz Nahorny. Jakimś dziwnym cudem, w łapy me wpadła płyta sprzed bardzo wielu lat. Polish Jazz vol. 15 nosiła tytuł "Heart". I Polskie Nagrania, które ją wydały dały przysłowiowej..., albowiem nie nastąpiło - chyba nigdy - wznowienie tej płyty od roku 1967 (jeśli się nie mylę), czyli od daty jej wydania.

Trio. Włodzimierz N. zasiada za fortepianem. No, jedynie w dwu utworach, tych, które rozpoczynają i kończą płytę. Tu jest niemal tradycyjnie, w tradycji lat 50 ubiegłego wieku mniej więcej. Pewnie, gdybym posłuchał tylko tych dwu utworów, umieściłbym wykonawcę pośród którychś z tuzów Blue Note z tamtych lat.

Jest jednak jeszcze sporo innej muzyki i tu już zaczynam się zastanawiać. Gdzie jesteśmy obecnie, gdzie byliśmy, bo gdzie będziemy to zobaczymy. Włodzimierz N. gra na saksofonie. Altowym. I tu zaczyna się zupełnie inna muzyka. Diablo współczesna i to nawet współczesna w tej chwili. Po 33 latach, muzyka ta brzmi świetnie. Być może można byłoby się przyczepić do jakości nagrania. Teraz byłaby - być może - zrealizowana inaczej. Z drugiej strony, na pewno można powiedzieć, że sposób nagrania jest na wskroś nowoczesny - obecnie używa go np. firma CIMP, którą bardzo cenię.

Powróćmy do muzyki, trio w którym Nahorny gra na saksofonie jest cudowne. W roku 1967 grało na pewno na poziomie, który można swobodnie nazwać światowym. Rewelacyjna muzyka, która kipi tym, co w jazzie najbardziej cenię. Jest tu dusza. Jest myślenie dźwiękami. Brzmi swobodnie i w sposób uwolniony od wszelkich zahamowań. Nahorny gra to co i jak chce. Entuzjastycznie.

Co ważne, słuchając obecnie tej płyty, kiedy zapomnę, w którym roku została nagrana, mogę ją odbierać tak, jakby muzyka ta działa się tu i teraz. To wielka sztuka, która triu Nahornego się udała. Nagrał na pewno nieprzemijalną muzykę.

Nieprzemijalną? Na pewno. Problem jedynie w tym, że Polskie Nagrania nie zechciały - chyba - nigdy nam pomóc w przekazaniu jej w czasy dzisiejsze. Pozostaje zatem zdobycie starego LP w nadziei, że przebijemy się przez szumy i trzaski winyla sprzed lat. Szkoda, by taka muzyka była zapomniana.

Pozostaje jeszcze przypomnieć współuczestników tego nagrania. Oprócz Nahornego, Jacek Ostaszewski na kontrabasie i Sergiusz Perkowski za perkusją. Obaj równie świetni, co lider. Wielkie, po latach brawa za tę muzykę.

Włodzimierz Nahorny Trio - Heart - Polish Jazz vol. 15, Polskie Nagrania XL 0452, wznowienie Polskie Nagrania PNCD 1015