środa, 20 maja 2015

Mark Isham - Blue Sun (diapazon.pl)

Czy spokojna muzyka, spokojny, niespieszny jazz może jeszcze zainteresować? Od jakiegoś czasu zauważam, że duża część osób słuchających na codzień jazzu wymaga od tej muzyki albo dosadnego swingowania rodem jeszcze z lat 30. ubiegłego wieku, albo "łojenia", "free" itp. - katalog tych określeń jest bardzo szeroki. Czy zatem muzyk, który proponuje odmienne podejście do materii jazzowej może być w dzisiejszej dobie ciekawy?

Mark Isham, bo o nim mowa, jeśli popatrzeć na jego dyskografię winien być traktowany przede wszystkim jako kompozytor muzyki filmowej. Nie tak dawno przedstawiałem muzykę do filmu "Romeo Is Bleeding", a przecież pośród twórczości filmowej Ishama pojawiają się także typowo ilustracyjne obrazy zaaranżowane na orkiestrę symfoniczną. Być może właśnie praca dla filmu powoduje, że w swej własnej, muzyce nie robionej na potrzeby kina, Isham często w większej mierze koncentruje się na nastroju niż ekstatycznych solówkach. Oczywiście te ostatnie pojawiają się także, niemniej jednak, jak sądzę, tworzone są przede wszystkim z myślą o barwie, a nie by słuchacza epatować ich formalną konstrukcją.

"Blue Sun" została wydana już kilka lat temu, i było to moje drugie, bądź trzecie zetknięcie się z muzyką trębacza. Wówczas podobała mi się (jak zresztą do dzisiejszego dnia) jednak nie bardzo znałem do niej klucz. Dziś, choć słucham jej także w lecie, wydaje mi się, że tym kluczem jest nadchodząca zima. Ta muzyka jest chłodna, spowita właśnie porannym, niebieskim, zimnym słońcem. Taka muzyka na niespieszne przebudzenie. Na popołudnie przy rajcującym kominku. Bowiem, gdy się w nią wsłucha, to chłód mija, a pozostają w pamięci ciepłe dźwięki gitary basowej i trąbki leadera. Dostarczycielem ośmiu spośród dziewięciu zamieszczonych na płycie utworów jest Isham, pozostałe dwa to standardy znane z wielu wykonań. Przy czym spokojne, wyciszone "In A Sentimental Mood" jest majstersztykiem takiego grania. Przyznam, że słyszałem już setki chyba wykonań tego utworu, w zasadzie zatem nie dziwi nic, jednak podejście Ishama, jego przedstawienie tej muzyki jest zupełnie inne. Z pozoru nie będzie działo się nic, wsłuchajcie się jednak w barwy wyczarowane w tym temacie. Ale i pozostałe utwory wpisują się w ten muzyczny krajobraz.

Gorąco namawiam do posłuchania Ishama. A na postawione na wstępie pytania odpowiadam twierdząco. Tak, o ile muzyce chce się poświęcić chwilę czasu i wgłębić w tę jej warstwę, która z początku nie jest wcale tak oczywista.

Mark Isham - Blue Sun, Columbia 481304 2, 1995.
Recenzja ukazała się po raz pierwszy w diapazon.pl 28.11.2002 r.

Brak komentarzy: