wtorek, 4 maja 2010

Steve Swell na dobry humor!

Strasznie dawno nie słuchałem tej płyty. Sam w sumie nie wiem dlaczego. Odkrywam ją poniekąd na nowo i jest to jak podróż w czasie. Bynajmniej nie dlatego, że nagranie pochodzi z 2006 r. W jakiś sposób, muzyka tu zawarta przywodzi mi na myśl początki free jazzu i to takiego spod znaku Ornette Colemana. W tamtej muzyce zawsze istniał blues. Tu też istnieje. Tamta muzyka, choć otwarta i swobodna, w jakiś niepojęty sposób przepełniona była swingiem. Ta również. Im dłużej się ten krążek kręci, tym bardziej czuję się jak w wehikule czasu. Z drugiej strony trudno mówić, by kwartet Swella był jakąś kalką muzyki sprzed półwiecza. Brzmi to świetnie, w dalszym ciągu współcześnie, a przede wszystkim ciekawie.

Nosząca przydługawy tytuł płyta zawiera też - moim zdaniem - jedne z ciekawszych nagrań Jemeela Moondoka, jakich dokonał na przestrzeni ostatnich lat. W końcu słychać tu werwę, poszczególne improwizacje są przekonujące i bardzo emocjonalne. Słychać, że saksofoniście po prostu chce się grać, czego - niestety - nie zawsze można było ostatnio o nim powiedzieć. Do tego dochodzi rewelacyjny Swell, którego - jeśli nie widzieliście nigdy na żywo - trzeba koniecznie posłuchać i oglądnąć na koncercie. To niewątpliwie jeden z najciekawszych obecnie puzonistów. Z jednej strony głęboko osadzony w tradycji, z drugiej potrafiący ową tradycję przetransformować w obecne czasy. I o to chodzi - takiej muzyki świetnie się słucha nawet dla odprężenia. Pełny zaś bluesowej nuty rytm zapewnia świetna sekcja Williama Parkera i Hamida Drake'a.

Bez wyróżnienia któregokolwiek utworu, bez wskazywania na któregokolwiek muzyka, po prostu znakomite dźwięki, których się wspaniale słucha. Im dłużej tym wprawia w lepszy humor.

Steve Swell's Fire Into Music - Swimming In A Galaxy Of Goodwill And Sorrow (RougeArt ROG-0009)

Brak komentarzy: