Joe Lovano do bardziej awangardowych rejonów jazzu sięgnął po raz pierwszy chyba wraz ze swoim septetem z końcem lat 80. Potem były trzecionurtowe płyty z Schullerem oraz hołd Sinatrze. Z drugiej strony z triowymi składami Lovano spotykamy się przecież nie po raz pierwszy.
Kiedy dowiedziałem się, że nowa część Trio Fascination jest nagrana przez cztery różne składy spodziewałem się, że znów będą to zespoły typu Lovano z towarzyszeniem sekcji rytmicznej. Nieco później znane mi były składy, a te były niepokojące: Lovano z towarzyszeniem grającego na harmonijce ustnej Thielemansa oraz fortepianem Wernera, z Douglasem i Dresserem, z Drewesem i Baronem. Należało się spodziewać muzyki nietuzinkowej. I tak jest w istocie. Nowa odsłona fascynacji triem przez Lovano w istocie jest niespotykana. Lovano przedstawia się jako multiinstrumentalista, nie tylko potrafiący zagrać w każdym możliwym do pomyślenia składzie (jest tych zestawów na płycie jedenaście), ale też z rozmysłem ekplorujący wszelkie możliwości jakie daje tak wydawałoby się mały skład jak trio. Pośród tych składów trójkowych są trzy bardzo osobliwe, a mianowicie składające się ze zgranych wspólnie ze sobą dwu różnych grup.
Jaki jest Lovano na tej płycie? Doskonały! Myślę, że to do czego nas przyzwyczaił najbardziej ukryte jest w nagraniach z Brownem i Muhammadem. Wprawdzie nie nazbyt podoba mi się zwykle gra tego ostatniego, jednakże w utworach zawartych na tej płycie sprawdza się, dając muzyce tego tria odpowiednio swingujący drive. Pozostałe składy zbliżają Lovano do awangardy. Wprawdzie jak to zwykle u Lovano bywa, jest to awangarda cudownie osadzona w tradycji, ale przecież taki Lovano jest. Z jednej strony na wskroś nowoczesny, z drugiej bardzo tradycyjny. W tych innych składach jawi się już to jako wielki liryk saksofonu - to w nagraniach z Thielemansem, które nota bene brzmią zaskakująco, jeśli chodzi o zestawienie instrumentalne - już to, jako zadziorny awangardysta w składach z Dresserem i Douglasem (myślę, że współbrzmienie Lovano i Dressera jest najbardziej pozostającym w pamięci), i przede wszystkim chyba z Drewesem i Baronem.
Na płycie tej Lovano po raz kolejny pokazuje też, że jest wprawnym multiinstrumentalistą, zasiadającym niekiedy za perkusją i przede wszystkim, chyba jednym z najwybitniejszych współczesnych muzyków grających na instrumentach stroikowych. Zmysł melodyczny i rytmiczny lidera już dawno opuścił rejony wybitnego, ale jednak straight ahead'u, do którego nas i przyzwyczaił, i z którego chyba najbardziej jest znany. Lovano obecnie to muzyk totalny, jeden z najwybitniejszych przedstawicieli sceny jazzowej przełomu wieków. W nowy wiek wchodzi z albumem, który potwierdza jego wielką klasę. Zastanawiam się, czy po przenicowaniu składu jazzowego tria na wszystkie strony Lovano jeszcze będzie próbował do niego powrócić, a jeśli tak, to jakie to będzie trio. Zresztą nieważne, już z niecierpliwością oczekuję następnej płyty tego muzyka.
Joe Lovano - Flights Of Fancy. Trio Fascination. Edition Two, Blue Note, 7243 5 27618 2 1, 2001; recenzja ukazała się pierwotnie w Diapazon.pl dnia 15.05.2002 r.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz