niedziela, 25 kwietnia 2010

Peter Brötzmann/Paal Nilssen-Love - SweetSweat

Jeśli ktoś z Was posłucha tej płyty (Smalltown Superjazz STSJ143CD) nigdy mi nie uwieży, że duet ten może zagrać jeszcze wspanialej. A pamiętam! A wiem! Kiedyś, w Krakowie, w Alchemii obaj Panowie dali koncert, który do dzisiaj nie chce zejść z mej pamięci. Genialne granie, ale i genialny duet. To nic, że jeden z nich mógłby być ojcem (co najmniej) drugiego). Czują się jak łyse konie i tak trzymać. Oby jak najdłużej.

Jeśli chodz o duety saksofonu z perkusją, to niewątpliwie niejaki Pan Coltrane John z drugim Panem Rashiedem Alim zwykle pojawia sią na początku ścieżki poszukiwania takich brzmień. U mnie, chyba, bo nie pomnę już czy na pewno, również. Ich "Inrerstellar Space" było tą pierwszą, która wyłącznie na te dwa instrumenty wbiła się w pamięć. Od tamtego czasu upłynęło już sporo lat. Sporo też duetów tego typu usłyszałem. Niemniej jednak tych dwu Panów: Brotzmann i Nilssen-Love biją na głowę wszelkie inne.

Oczywiście free. Trudno mówić inaczej. Czy tego ktokolwiek chce, czy nie. Czy się do tego przynaje, czy nie. Free, bo wolność. Free, bo nieskrępowanie. W tej muzyce jest jakaś absolutna zupełnie świadomość swobody. To nic, że owi Panowie panują doskonale nad każdym z zagranych dźwieków. To kompletnie nic, że ową muzykę można byłoby powtórzyć w studyjnym zaciszu, grając z nut. Tylko po co? Free to wolność, a SweetSweat, jak i wszelkie inne granie owego duetu to WOLNOŚĆ przez wszystkie duże W itd. Rewelacyjna muzyka. Swoboda i świadomość. O tym, że Mister Peter B. świadom jest całego bagażu jaki niesie ze sobą jazz wiadomo nie od dziś. O tym, że Pan ów potrafi myśleć o 20 lat na przód i mieć również w pamięci wszelkie dźwięki jakie do tej pory zagrał i Armstrong i Parker, Coltrane czy Duke również wiadomo. Przy tym wszystkim, przy całej tej świadmości, a może dzięki niej i przez nią, Peter Brötzmann wciąż tworzy dźwięki na nowo. On nie gra, on tworzy. Każdy dźwięk mimo pełnej swobody opiera się na jakiejś niewypowiedzianej samokontroli. Piękna muzyka Mister Kaiser! Czapki z głów!

Tyle, że...

To samo można powiedzieć o Paalu. Mój imiennik jest dużo młodszy od swego Mistrza. Jest też wychowany na innej muzyce. WInien mieć inną wrażliwość. Tym niemniej jednak, obaj Panowie spotykają się gdzieś gdzie pełna - powiem wprost - miłość do Tradycji spotyka się z uwielbieniem Nowego. Każdy dźwięk naznaczony zostaje piętnem absolutnie swobodnie świadomej wypowiedzi.

Chcecie posłuchać absolutu - słuchajcie Ich. Szkoda jedynie, że SweatSweet jest jedynie namiastką tego, czego zaznać (bo usłyszeć to zbyt mało powiedziane) można na żywo.

Genialne! Brawo!

Brak komentarzy: