środa, 28 kwietnia 2010

Anthony Braxton - William Parker - Milford Graves - Beyond Quantum

Absolutnie niesamowita! Czy można powiedzieć coś więcej? W studio Billa Laswella spotkali się Anthony Braxton, William Parker i Milford Graves. Ponoć po raz pierwszy razem. Przynajmniej ten ostatni nigdy z pozostałymi nie grał. Sesja marzenie! Pierwszy raz. Kompletna improwizacja. I wspaniały album. Wydał Tzadik. Chyba się ponownie zacznę przekonywać do tej wytwórni.

Anthony Braxton kiedyś stwiedził, że nie gra free jazzu. Ot, chyba raz w życiu nagrał taką płytę. Nie interesuje go ta muzyka, bo tworzy własną. To, że niekiedy jego twórczość brzmiała jak free jest przypadkiem, a nie twórczym założeniem wykonania.

Może. Nie będę wnikał w szczegóły. Większość muzyki Braxtona w istocie w jakiś sposób jest organizowana. W części przynajmniej zapisana, choć lepiej powiedzieć by było zamalowana, jeśli zna się jego partytury.

Tym razem jest to jednak free. Kochani i to jakie free! Żywe, z werwą, z niesamowitą energią. Aż dziw, że grają to panowie tak doświadczeni, w takim wieku. Przecież tego typu energię winni z siebie wykrzesać kompletni małolaci. Nie tyle nawet ich synowie, co ich dzieci. Przecież taka energia jest właściwa dla młodzieży, dla młodzieńczego stylu życia. Dla młodzieńczego spojrzenia na świat. Aż chce się żyć. Chce się ogłosić światu: oto tu jestem.

Widać młodzieńcza werwa dostępna jest również statecznym weteranom. Doświadczonym muzykom, świadomym tego co było, co jest i poniekąd pewnie co będzie. Tego ostatniego tu niewiele, jednakże gdyby tak miał wyglądać free jazz przyszłości, to czapki z głów! Wielokroć mówiłem: free można grać w różnym wieku i w różny sposób. Niemniej jednak free jest muzyką dostępną przede wszystkim doświadczonym muzykom. To obecne free jest wyrazem nie braku jakichkolwiek reguł i założeń. To free jest wyrazem z jednej strony doświadczenia, z drugiej świadomości. A te atrybuty są pochodną wielu lat bycia na scenie. Trzem panom udało się zagrać w sposób cudowny. Żywiołowy. Przykuwający uwagę. Hipnotyczny. Świadomy.

Mam jedyne zastrzeżenie. Ta sesja mogłaby trwać i trwać. Nie tylko 63 minuty zawarte na materiale Tzadika, ale o wiele, wiele dłużej. Mogłaby się po prostu nie kończyć.

Genialna płyta i genialne doświadczenie jakie jest nam dane jej słuchając.

Zatem... Panie i Panowie - nie pierwszy to już raz, przed tymi Nazwiskami - czapki z głów. To jest po prostu rewelacja.

Brak komentarzy: