sobota, 25 września 2010

Energię czerpcie z Domu

Słowo się rzekło itd. z płotem na końcu, zatem napisać coś trzeba. Bądź można. Biorąc pod uwagę jednak wrażenia jakie mi od pewnego czasu towarzyszą słuchając tego koncertu raczej trzeba.

Pamiętam, że gdy jakieś dziesięć lat temu po raz pierwszy zetknąłem się z muzyką Kena Vandermarka to poraziła mnie wręcz iście rockowa energia wpleciona w nagrania pierwszego składu The Vandermark 5 oraz wcześniejszej nieco formacji The Vandermark 4. Było jazzowo, było odlotowo, ale było i rockowo. Potem, gdy Jeb Bishop zaprzestał gry na gitarze brakowało mi nieco tych ostrych dźwięków w V5. Zresztą zmieniła się także sama koncepcja granej przez ten zespół muzyki.

Koncert Powerhouse Sound z tegorocznego Newport Jazz Festival nieco przypomina już niemal zapomnianą przez Vandermarka koncepcję. Jest ostry jak brzytwa, energetyczny niczym Motorhead z najlepszych lat a przy tym swobodnie improwizujący. Niby nic wielkiego, ale łza się w oku kręci na wspomnienie takich nagrań jak "Simpatico". Tym razem bez puzonu, bez drugiego saksofonu. I z innymi muzykami. Zatem w zasadzie wszystko odmiennie.

Słuchając tego nagrania, przyszła mi refleksja, że Nate McBride jest w sumie jednym z lepszych muzyków grywających na gitarze basowej. Na pewno zaś jednym z niewielu, których w muzyce - choćby po części - jazzowej, na tym instrumencie w ogóle akceptuję. Co ciekawe - i moim skromnym zdaniem - nie usiłuje wywodzić swej gry od dwu bodaj najwiębardziej uznanych tuzów gitary basowej w jazzie - Jaco Pastoriusa i Marcusa Millera. Jego gra jest zupełnie odmienna, bardziej drapieżna, bardziej rockowa mimo, że wciąż osadzona w swej roli instrumentu będącego fundamentem sekcji rytmicznej.

Jeff Parker, który niekiedy mnie nudzi, niekiedy zachwyca, tutaj prezentuje się w sposób absolutnie, odlotowo dosadny. Ostre riffy, drapieżne solówki. W sumie od czego jest gitara elektryczna po Jimim Hendriksie...

Najmniej znanym muzykiem dla mnie jest perkusista John Herndon, którego gra wnosi funkowy groove i energię godną metalowych kapel.

I ostatni sprawca tego zamieszania - Ken. Tym razem bardziej energetyczny niż zdyscyplinowany. Głośny, choć bardzo melodyczny.

I można byłoby tak jeszcze długo, jednak to blog, zatem krótkie raczej informacje. Generalnie jednak Powerhouse Sound w obecnej formie wpisuję na listę zespołów do słuchania.

Może dlatego, że ostatnio słuchałem sporo rocka... ?

Koncert dostępny jest na stronie NPR: http://www.npr.org/templates/story/story.php?storyId=128985982

Brak komentarzy: