poniedziałek, 18 maja 2015

Billie Holiday - Lady Day & Prez (diapazon.pl)

Przyznam, że ilekroć słucham takiej muzyki, tylekroć jestem wzruszony. Ile bym dał za podróż w czasie. Znaleźć się w jakimś zadymionym klubie, w którym na scenie występuje Billie Holiday, a przygrywa jej Lester Young! Mężczyźni w nienagannie skrojonych garniturach, kobiety we wspaniałych wieczorowych kreacjach... szampan, wino, whisky... chyba jestem nostalgiczny...

Nigdy nawet nie starałem się próbować kryć swej fascynacji Lady Day... Billie Holiday. Ja ją kocham, niezależnie od tego, czy śpiewa w swych najlepszych latach, czy też są to nagrania późniejsze, kiedy głos jej już nie dopisywał. Są inne. Są.... cudowne.

"Lady Day & Prez" jest oczywiście składanką. 24 utwory na niej zebrane prezentują nagrania wielkiej Lady Day z bodaj najwspanialszego okresu, początku lat 40., kiedy to utraciła już młodzieńczą witalność, nabrała delikatnego szlifu, patyny wręcz... zaś głównym jej akompaniatorem został nie kto inny, lecz bodaj najwybitniejszy tenorzysta tamtych lat i chyba jednak jeden z najwspanialszych saksofonistów wszech czasów - "Prez", czyli Lester Young.

Te nagrania są kwintesencją melancholijnego swingu. Dobór ich zaś przedni. Mamy tu zatem największe przeboje Holiday - "All of Me", "Me, Myself and I", "Mean to Me", "The Man I Love", czy "Let's Do It (Let's Fall In Love)". Zabrakło "God Bless The Child", czy "Strange Fruit", jednak w zamian możemy docenić swingowo-taneczne oblicze Smutnej Pani. Pewnym zaskoczeniem i dość rzadko prezentowanym utworem może być spopularyzowane przez Raya Charlesa "Georgia In My Mind", w jakże innym wykonaniu.

Nic już nie będę pisał. Po prostu słuchajcie, grajcie na prywatkach... To był jazz. Cudowny, wspaniały, niemal jedyny. Dodatkową zaletą winna być cena - nagrania wydawane przez Giant of Jazz nigdy nie należały do drogich.

Billie Holiday - Lady Day & Prez, Giants of Jazz, 53006, 1998.
Recenzja ukazała się po raz pierwszy w diapazon.pl dnia 8.07.2004 r.

Brak komentarzy: