niedziela, 26 grudnia 2010

George Michael - Songs from The Last Century

W bożonarodzeniowe święta chodzi po mnie swing. Obojętnie czy Ella, czy Frank. Niech będzie Swing!

W tym roku, jednak, miejsce wielkich zajął... równie wielki, tyle, że nie swingowej muzyki. Na imię ma George. Na nazwisko Michael. Znany ze skandali obyczajowych. Znany z Wham! Ze swojej kariery solowej. Podobnie do Whitney Houston winien być też znany ze zmarnotrawienia swego talentu.

Tym razem telent mamy jak na dłoni. Michael dysponuje dość wysokim, ale ciepłym głosem, którym potrafił zaśpiewać niemal wszystko. Pop, soul, funk... nawet utwory Queen. Tym razem zaśpiewał w manierze, w konwencji zbliżającej się do Shirley Horn.

Mam do George'a zastrzeżenia. Ale tylko jednej natury. Wybrane utwory mogłyby trwać o wiele dłużej. Nie miałbym nic przeciw. Michael śpiewa bardzo stylowo, choć... z drugiej strony bardzo normalnie jak na siebie. Ot. nagranie udowadnia, że może on zaśpiewać wszystko. Tyle, że... te nagrania, które - wydaje mi się - przeszły dość niepostrzeżenie dla wszystkich chcących nowego Careless Whispers, czy Freedom. A przecież płyta jest na swój sposób doskonała. Świetne aranże. Świetne wykonanie.

No właśnie. Wykonanie. Na płycie mam kilka swoich typów. Pierwszy, to Roxanne. Staruteńki kawałek Police i bodaj ich pierwszy przebój. Kiedyś, ze względów obyczajowych, był na czarnej liście w BBC. Nie był puszczany, był ignorowany. Nie istniał. Lata minęły i chyba to BBC zmieniło zdanie. Roxanne jest jednym z tych, najbardziej rozpoznawalnych utworów. Niezależnie od tego w jakiej wersji grane. Tu ciepło, swingowo. Zupełnie inaczej, do - mimo wszystko - drapieżnego śpiewu Stinga. Piekielnie kołysząco. Ciepło. A przecież Michael ciepło potrafi zaśpiewać. Czuje się zatem jak ryba w wodzie.

... Last Christmas...?

Proszę o jeszcze.

Na płycie znajduje się również genialne wykonanie

A przecież są tu jeszcze absolutnie genialne wykonaie Wild is the Wind. Nieco podobne do tego, które znane mi jest z wykonania Shirley Horn. Równie ciekawe, równie dobre. Czy wystarczy taka rekomendacja? Piękne, trafiające tam, gdzie winno.

A przecież jest tu tych nagrań więcej. Równie dobrych. Jedyne zastrzeżenie - plyta trwa zbyt krótko. Michael nie zechciał zmierzyć się potem z podobnym repretuarem. Szkoda, bowiem mógłby stanowić rewelacyjnie dobrą alternatywę dla wszelkich gwiazdek jazzu, które dziś chcą uchodzić za Wielkie Gwiazdy. Panie i Panowie, gwiazda pop po prostu Was wyliczyła na punkty. Jesteście nikim przy niej.

I niech tak pozostanie. U mnie.... jest taki klawisz... repeat...

George Michael - Songs from the Last Century (Virgin 48740)

Brak komentarzy: