wtorek, 28 grudnia 2010

Peter Brötzmann Trio - For Adolphe Sax

Szczerze ciekaw jestem jaką minę miałby niejaki Antoine-Joseph (szerzej znany właśnie jako Adolphe) Sax, gdyby wysłuchał muzyki nagranej niemal równo w 120 lat po opatentowaniu przez niego swego najsłynniejszego wynalazku - saksofonu. Muzyki nagranej - jak głosi tytuł - właśnie dla niego i na pewno takiej, gdzie instrument wynaleziony przez Pana Saksa gra znaczącą rolę.

Hołdem, złożonym twórcy swego, mimo wszystko chyba głównego, instrumentu Peter Brötzmann rozpoczynał swoją solową karierę. Tym razem w trio z dwoma innymi, wielkimi europejskiej, a już szczególnie niemieckiej (momo, że perkusista jest Szwedem), sceny free - Peterem Kowaldem oraz Sven-Åke Johanssonem. Po ponad 40 latach od jej nagrania, można się chyba zastanowić, czy i jakie - oprócz historycznego - ma znaczenie to nagranie. Ten tekst nie będzie aspirował do próby tej analizy. Niemniej jednak, chciałbym wskazać kilka śladów, które - jakże bym tego chciał - sami znajdziecie, którymi sami pójdziecie i... uzupełnicie.

O takiej muzyce, zwykło się mówić, że jest bezkompromisowa. Nie wiem o co chodzi, bo nie wiem o jakich kompromisach mówimy w przypadku sztuki, a już na pewno w przypadku tak otwartej formy, w jakiej znaleźli się w 1967 roku trzej autorzy tej muzyki. Może ową bezkompromisowością jest tak na prawdę barak jakiejkolwiek formy tej muzyki. Jedyną, która jest czytelna. Jedynym sformalizowaniem jej, włożeniem w jakiekolwiek ramy jest skład, który przecież w żaden sposób nie stanie się inny. Zawsze był, jest i będzie to tercet saksofonisty, basisty i perkusisty. Sama muzyka, jeśli już przywodzi mi cokolwiek na myśl, to "muzyczny potok świadomości". Jeśli się słucha Brötzmanna obecnie, nawet w tych wydałoby się jeszcze bardziej otwartych formach, jak solo, czy w duetach, jest obecnie muzykiem, w którego grze znaleźć można o wiele więcej struktur, świadomego budowania napięcia w ramach utworu, czy improwizacji. Ba, obecnie - można nawet zauważyć ślady jakiejś melodii (w tym sensie, że są to uporządkowane dźwięki). "For Adolphe Sax" w swoich trzech utworach niczego takiego nie ma. Cała muzyka kształtowana jest tak, jakby ktoś dał start do biegu i wszyscy gdzieś popędzili. Nawet jeśli ktoś się zmęczy i na placu boju pozostanie jeden, czy dwu muzyków, to wydaje się to właśnie w sposób fizjologicznie naturalny, a nie naturalnie intelektualnie. Jest w tej muzyce absolutny zgiełk. Nia ma chwili do stracenia. Muzyka zagrana jest tak, jakby nie tylko miała to być pierwsza, ale i ostatnia płyta tych muzyków. No, bo cóż po takim nagraniu zagrać by można. Czas pokazał, że można, choć niekoniecznie już w dokładnie ten sam sposób, w jaki to pokazane tutaj. Często mówi się, że muzyka ta jest jakby europejską wersją najbardziej free okresu Alberta Aylera. Cóż, mimo wszystko nie wydaje mi się (ale o tym kiedy indziej). Moim zdaniem, koncepcja "For Adolphe Sax" ma więcej wspólnego z np. "Ulyssesem" Jamesa Joyce'a niż jakąkolwiek ówczesną, czy historyczną formułą jazzu aż do 1967 roku. Często też zarzuca mi się, że piszę, że jakaś muzyka jest abstrakcyjna. Ta właśniej jednak taką mi się jawi. Jeśli bowiem w plastyce za abstrakcjonizm uważa się kierunek, który charakteryzuje się wyeliminowaniem wszelkich przedstawień mających bezpośrednie odniesienie do form lub przedmiotów obserwowanych w rzeczywistości, to muzyka zawarta na "For Adolphe Sax" jest muzycznym odbiciem tej samej filozofii, czy spojrzenia (pamiętajmy, że Brötzmann jest plastykiem z wykształcenia) przetransormowanym na sztykę muzyczną. Obecnie dość łatwo przychodzi nam rozpoznać poszczególne elementy tej muzyki, ale z górą czterdzieści lat temu, słuchacze mieli pełne prawo być zaskoczeni wszystkim, co usłyszeli. Nigdy wcześniej nie słyszeli takich dźwięków.

Czy dzisiaj muzyka ta ma znaczenie? Czy warto ją posłuchać, czy wręcz słuchać? Czy też po prostu poznać?

Dla mnie odpowiedź na to pytanie jest oczywista i to pomimo faktu, że obecnie Brötzmann znajduje się w zupełnie innym miejscu, zaś próba grania w sposób ściśle odpowiadający formule wypracowanej na "For Adolphe Sax" byłaby uznana za wtórną i naśladowczą. Niemniej jednak, to jest pewien fragment historii jazzu, pewien fragment jazzowej tożsamości, bez którego obecne, twórcze oblicze jazzu, myślę, że nie miałoby takiego charakteru, jak ma. "For Adolphe Sax" jest jakby osiągnięciem horyzontu i dowiedzeniem się, że za nim nie ma już niczego. Dalszy rozwój, przedłużenie tej linii nie będzie już możliwe. Faktem, że części muzyków uświadomienie sobie tego faktu zabrało co najmniej następną dekadę. Nie wyobrażam sobie jednak, że bez świadomości będącej wynikiem uważnego przesłuchania takiego nagrania jakim jest omawiana płyta (oczywiście pośród innych jeszcze), muzyka grana przez obecnych najbardziej kreatywnych muzyków jazzowych (nota bene do nich zaliczam samego Petera Brötzmanna) byłaby taką samą jaką jest. To też teza do innego jeszcze materiału, ale o tym kiedy indziej.

Peter Brötzmann Trio - For Adolphe Sax (Brö 1, FMP 0080, Atavistic UMS230CD; ostatnie i jedyne wydanie w formie CD zawiera dodatkowy utwór zagrany w kwartecie z Fredem van Hove; osobiście żałuję, że nie zawiera nagrania Usable Past, czy choćby utworu zamieszczonego na Free Jazz West). Definicja abstrakcjonizmu pochodzi z Wikipedii.

Brak komentarzy: