czwartek, 30 grudnia 2010

Marty Ehrlich - Fables

Jeszcze kilka lat temu, gdyby ktoś mnie poprosił o wymienienie moich ulubionych saksofonistów czy klarnecistów, to jestem niemal pewny, że pośród wymienianych ad hoc nazwisk pojawiłoby się Marty Ehrlicha. Uwielbiałem jego płyty wydane przez Enja Records, ciekawiły nagrania Julius Hemphill Sextet, pojawiały się inne jeszcze, równie ciekawe. Potem jakoś wypadł z orbity moich zainteresowań. Nie spotykałem nowych płyt, ba, wręcz ich nie poszukiwałem nawet. Ehrlich, po którymś ze swoich nagrań przeszedł ze strony jazzu na muzykę klezmerską - przynajmniej tak oceniłem - a tę drugą uwielbiam tak na prawdę raz do roku, na krakowskim Kazimierzu.

Nagranie, które firmowane jest przez Marty Ehrlicha z zupełnie mi do tej pory nie znanym Hankusem Netsky'm, a wydane w tym roku przez Tzadik, powiedzmy, że wpadło mi w ręce. Z jednej strony interesujące samo w sobie, przez to, że interesują mnie duety. Z drugiej... przecież dawno nie słuchałem Ehrlicha.

Duet wcale duetem się nie okazał, a przynajmniej na całej płycie. Muzykom towarzyszą od czasu do czasu na tubie Marcus Rojas oraz Jerome Harris na akustycznej gitarze basowej. Dwaj ostatni panowie są mi znani. Druga z głównych postaci płyty - Netsky okazał się zaś wybitnym twórcą związanym z muzyką klezmerską oraz twórcą Klezmer Conservatory Band.

Cóż, jakby nie patrzeć, albo raczej słyszeć, mój ulubiony, jazzowy okres twórczości Ehrlicha chyba odszedł już w niepamięć. Fables przynosi dziesięć utworów, głównie autorstwa Ehrlicha, utrzymanych w konwencji szeroko czerpiącej z muzyki żydowskiej. Utworów jakby nie patrzeć urokliwych. Miniaturek, które można byłoby wysłuchać w kazimierskiej synagodze podczas wspomnianego wcześniej Festiwalu. Potrafię docenić ich piękno, potrafię się zauroczyć. Potrafię do tej muzyki wrócić. Z czystym sumieniem mogę ją również zarekomendować wszelkich sympatykom współczesnej muzyki klezmerskiej. Mogę również polecić wszystkim, którzy - podobnie jak ja - uwielbiają dźwięk klarnetów. Ehrlich gra tu sporo zarówno na klarnecie, jak i na klarnecie basowym. Co jeszcze ciekawsze, nie lubiąc wszelkiego rodzaju nakładek - pozostaję pod dość dużym wrażeniem dialogów ze samym sobą, jakie są jego udziałem na przykład w utworze Scroll no. 2 (tu tych nakładek jest jeszcze więcej, albowiem Ehrlich prowadzi bardzo przyjemną rozmowę pomiędzy Ehrlichem grającym na klarnecie, Ehrlichem grającym na flecie oraz Ehrlichem grającym na klarnecie basowym. Jak dla mnie - tego typu utworów mogłoby tu być zdecydowanie więcej. Pojawiają się tu bowiem, choć w istocie zakorzenione w tradycji muzyki żydowskiej, improwizacje, to jednakże bardziej otwarte od tych dźwięków, które wychodzą spod palców Netsky'ego. Gdy sięga - szczególnie po fortepian - mam wrażenie, jakbym słuchał całej mniej lub bardziej koncertowej tradycji tej muzyki. Nic, niestety, ponad to. A chciałoby się coś usłyszeć.

Osobiście wieszam ją na kołku "ciekawostka" do posłuchania kiedyś. Po prostu nie jest to stylistyka, która obecnie najbardziej mnie interesuje.

Marty Ehrlich - Fables (Tzadik TZAD 8155), 2010

=-=-=-=-=
Powered by Blogilo

Brak komentarzy: