niedziela, 18 marca 2012

Chris Potter - Ultrahang

Od wielu już lat należę do sympatyków Chrisa Pottera. Cenię go za ton. Za zmysł improwizacyjny. Lubię kompozycje. Przede wszystkim jednak uwielbiam to z jaką łatwością balansuje pomiędzy było, a jest. Może i będzie, choć to ostatnie wydaje się nie mieć większego znaczenia. Pomijając płyty z samego początku twórczości, od dłuższego czasu muzyka Pottera po prostu jest aktualna.

"Ultrahang" to kwartet saksofonisty z tak znamienitymi muzykami jak Craig Taborn, Adam Rogers i Nate Smith. Saksofon lub klarnet, gitara, Fender Rhodes i perkusja. Znów - w klasycznym postrzeganiu - zespół jazzowy pozbawiony jednego z elementów kształtujących swing. Kontrabasu (lub instrumentu w jego miejsce wchodzącego). Pozycji basisty nie zajmuje nawet Taborn, choć przecież - znając jego niepoślednie możliwości - mógłby. Muzyka jest rozgrywana pomiędzy praktycznie instrumentem melodycznym (głównie saksofon Pottera), a perkusją. Przestrzeń pomiędzy wypełniana jest sonorystyczno-harmonicznie przez Rodgersa i Taborna. Oczywiście obaj mają swoje chwile, kiedy ich instrumenty wybijają się na plan pierwszy. Więcej przestrzeni Potter zagospodarował dla solowej gry gitarzysty. Mimo tak określonego zespołu, Mimo nieparzystych metrów. Muzyka ma swing, groove, czy funk... Jak kto woli. Albo wszystko na raz. Same kompozycje (głównie Pottera, ale jest też jedna zespołowa, jedna Rodgersa, Boba Dylana) mają to, za co takie stare i wyleniałe tygrysy kochają jazz. Wszystkie te utwory niosą niesamowity ładunek emocji. W nocy oglądałem jakiś film. Nauczyciel muzyki uczył Liszta. "Nie graj emocjami" - powiedział - "Graj to co w nutach". Może i w klasyce to się sprawdza. Jazz, klasyczny jazz, bez emocji nie istnieje. Dla mnie to zawsze była, jest i będzie muzyka duszy. Można odegrać nutki. Aby jednak te nutki stały się jazzem, trzeba czegoś więcej. Trzeba, by muzyk je polubił. Nasycił sobą. Na "Ultrahang" to wszystko jest. Dodatkowo niejako, dostajemy w prezencie bardzo współcześnie brzmiącą muzykę, choć sam ton Pottera jest tak osadzony w tradycji jazzu, że bardziej już by być nie mógł. Ta muzyka zatem zawisła gdzieś między Websterem a dniem dzisiejszym. Po drodze wchłonęła wszystko co tylko można. Jamesa Browna i Prince'a również. Gdzieś jakiś Davis z okresu mega-funku również. To jednak swobodny jazzowy funk już XXI wieku. Spokojne, melancholijne uwtory, które tu są wplecione brzmią zaś jak piękne ballady soulowe.

I tylko pytanie, komu taki nagranie polecić. Wydaje mi się, że będą nim zainteresowani głównie ci, którzy we współczesnym jazzie poszukują przede wszystkim soulu. Czyli duszy.

Chris Potter - Ultrahang - Artistshare 81226 (2009)

Brak komentarzy: