czwartek, 15 marca 2012

Peter Brötzmann, William Parker, Hamid Drake - Never Too Late But Always Too Early (Archiwum +)

Trio Brötzmann/Parker/Drake jest jak rzeźnia dla niewiniątek. Jeńców nie bierze. Zabija. Bez przebaczenia. Bez rozgrzeszenia. Chyba, że stan nirwany słuchacz osiągnie wcześniej.

Pomimo niezaprzeczalnego faktu, że współczesny Brötzmann jest o wiele bardziej spokojny, a dla jego sympatyków pewnie nawet liryczny, muzyka prezentowana przez trio, a przede wszystkim dźwięki grane przez saksofonistę należą do jednych z najbardziej energicznych we współczesnym jazzie. Agresywne, pełne growli i nieczystości, wrzasku i to nawet pomimo niewątpliwego faktu, że niektóre pomieszczone tu utwory są zdecydowanie spokojniejsze. Mimo wszystko, w dalszym ciągu Brötzmann jest jednym z najmocniej, najagresywniej grających saksofonistów.

Sympatycy jego twórczości, nie tylko, że będą zachwyceni formą tego niemłodego już przecież muzyka, to jeszcze będą w stanie znajdować linie melodyczne i rozpatrywać ich bogactwo. Zastrzegam to zadanie dla sympatyków, albowiem dźwięki grane przez Brötzmanna odległe są od tego, co zwykliśmy łączyć z melodyką. Niemal pewne jest, że dwa sąsiadujące ze sobą dźwięki nie wpadną łatwo w ucho. Pisk, krzyk, skowyt chyba bardziej pasują do jego technik niż jakikolwiek arsenał słów zwykle opisujących dźwięk instrumentu.

Zresztą ów zgiełkliwy, gwałtowny saksofon jest tym, co pozostaje najmocniej w pamięci. Pomimo tego, że pierwszą płytę kończy niemal folkowy, grany na klarnecie "The Heart & The Bones", pomimo początkowych fragmentów drugiej płyty to, co najbardziej pozostaje w pamięci, to po prostu ostre granie. Nie ma zmiłuj się. Ostre, ale doskonałe granie.

Niemniej jednak, Brötzmann lat obecnych, to już nie ten sam muzyk, który wbił się w pamięć "Machine Gun", czy nagraną w takim samym składzie instrumentalnym "For Adolphe (Sax)". Pomimo tego, że o Brötzmannie zawsze mówiło się, że w jego twórczości, w przeciwieństwie do innych, wielkich twórców początków sceny free w Europie, jako choćby Evana Parkera, znajduje się miejsce na klasyczne rozłożenia akcentów na temat i jego rozwinięcie, to - według mnie - owe elementy strukturyzujące jego muzykę usłyszeć można dopiero właśnie w twórczości od lat 90 ubiegłego wieku począwszy. Tu jest dopiero miejsce na to, by pojawiały się wyraźne, choć wolne, struktury utworów. Nie ukrywam - dla mnie tego typu free jazz jest najciekawszą formą muzyczną, jaka do tej pory została wymyślona. Jest muzycznym absolutem.

Niesamowita jest też sekcja rytmiczna, która przez lata współpracy wyrobiła sobie nie tylko własne, w sumie dość łatwo rozpoznawalne oblicze, to jeszcze mimo przyjętej konwencji nie ograniczająca się tylko do stanowienia tła dla popisów saksofonu, tarogato i klarnetu. Czujna, potrafiąca być równie agresywna jak Brötzmann, potrafiąca zagrać niemal folkowo jest jedną z najjaśniej świecących gwiazd pośród współczesnych sekcji free.

Dla sympatyków bezkompromisowego free będzie to doskonały nabytek. Pozostali i tak obchodzą te nazwiska z daleka. A ja nie namawiam. Trzeba doprawdy dużo uwagi poświęcić, by oddawać się przyjemności słuchania takich płyt. Jeśli jednak się to uczyni, do uszu dociera nie muzyka, ale słowa prawdy, absolut.

Peter Brötzmann, William Parker, Hamid Drake - Never Too Late But Always Too Early - Eremite MTE 37/38 (2003)

Brak komentarzy: