poniedziałek, 12 marca 2012

Stephan Crump/Steve Lehman - Kaleidoscope And Collage

Chyba nigdy nie ukrywałem, że lubię małe, improwizowane składy. Duety instrumentalistów potrafią nieść ze sobą to wszystko, czym jazz jest. Potrafią też przynieść kompletną pustkę i fiasko. Nigdzie bowiem, jak w tak niewielkich składach, nie jest tak istotna owa chemia, transcendentalne porozumienie między muzykami. Można być wybitnym muzykiem, można być wybitnym instrumentalistą, improwizatorem, spotkać się z drugim o takich samych cechach, a w efekcie wyjdzie fiasko.

Zacznijmy zatem od początku. Steve Lehman. Saksofonista. W młodym, ba nastoletnim wieku, stał się współpracownikiem Anthony Braxtona. To o czymś świadczy. Przede wszystkim o klasie tego muzyka świadczą jednak jego autorskie dokonania. Zwykle - co tu dużo kryć - są wspaniałe, zaś w moich oczach Lehman wyrasta na jednego z najważniejszych saksofonistów swego pokolenia. I mam nadzieję, że tak pozostanie na długie lata.
Zdecydowanie mniej miałem możliwości zapoznania się z Stephanem Crumpem. Obym się mylił lub nie, ale ta płyta jest bodaj pierwszą, na której go spotykam. I warto było, bo ma swój dźwięk, swój styl gry. Biorąc pod uwagę tak trudny dla wykazania tych cech instrument, jakim jest kontrabas, to dużo. Bardzo dużo.

Mamy zatem dwu doskonałych muzyków. I jedynie dwa, dość długie, utwory. Czy mogą zainteresować? Czy między nimi wytworzyła się owa, wspomniana wcześniej chemia?

Ilekroć słucham tę płytę, tylekroć wiem, że wraz z jej wysłuchaniem, zapomnę jakie dźwięki do mnie dochodziły. Nie powtórzę choćby fragmentu usłyszanej dopiero co muzyki. Ilekroć jednak sięgam po tę płytę ponownie, słucham jej z olbrzymim zainteresowaniem. Za każdym razem dochodzą dźwięki już poznane, ale jednocześnie niosące nowy ładunek. To spore osiągnięcie. Swobodnie wyimprowizowana muzyka, z elementami strukturyzującymi tę improwizację, to nic nowego. Tak się gra współczesny jazz. Taki jest obraz obecnego free. Niekiedy jednakże dokonania wpisujące się w ten - bądź co bądź - schemat są po prostu nudne, innym razem stanowią doskonałość. By nie przedłużać: Crump z Lehmanem wznieśli się na doskonałość absolutną. Chemia połączyła dwa odległe brzmieniowo instrumenty, duch połączył indywidualność dwu muzyków. Stała się absolutna jedność, której słuchać można od zmierzchu do świtu. Absolutne wyzwolenie i absolutna dyscyplina połączyły się w nierozerwalną całość, tworząc w istocie dwuosobowy zespół, a nie tylko zespół dwu muzyków. Pojawił się ich własny, choć osadzony w tradycji, język i sposób wyrazu. Mimo jedynie dwu instrumentalistów, grających jedynie na dwu instrumentach (saksofon altowy i kontrabas), muzyka skrzy się tyloma barwami, wysłuchać można takiego zasobu różnych środków artystycznych, że obdzielić mogliby niejeden bigband.
Doprawdy wielkie osiągnięcie.

Homogeniczność. Cudowne brzmiące słowo, dla cudownej muzyki.

Słuchajcie po kres, zwłaszcza, że doskonała realizacja nagrania temu sprzyja.

Stephen Crump/Steve Lehman - Kaleidoscope And Collage - Intakt CD 184 (2011)

Brak komentarzy: