piątek, 23 marca 2012

Louis Sclavis - Chine (EMD.PL)

W końcu zdecydowałem się napisać o Sclavisie. Wszak to mój ulubiony muzyk jazzowy z Francji od wielu już lat. Zasługuje on na oddzielne potraktowanie. Zasługuje na to, by pochylić się nad jego świetną muzyką. To, że w ostatnim czasie zdarzają mu się wspólne przedsięwzięcia z innymi wielkimi (np. z Douglasem) jest wynikiem jego własnych wcześniejszych osiągnięć. Na początku swojej drogi muzycznej związany był z małą wytwórnią płytową IDA, której pomysłodawcą i właścicielem był przez 10 lat Philippe Vincent. Był, gdyż wytwórnia zbankrutowała. Tak to bywa, gdy za interesy wydawnicze biorą się ludzie z miłością do muzyki; próbujący promować wyłącznie ambitną muzykę. Na rynku to niestety nie wystarcza. Louis Sclavis jest przyjacielem Philippa Vincenta, a jako świetny instrumentalista i kompozytor szybko stał się pupilkiem wytwórni IDA wydając tam cztery płyty.

Omawiana tutaj zatytułowana "Chine" to tylko trzydzieści siedem minut muzyki, ale wydarzeń w niej na znacznie więcej. To zarazem jeden z sukcesów komercyjnych IDY. Płyta sprzedała się w ilości 25 000 egzemplarzy. Wyprzedziła ją jedynie "La Note Bleue" Barney'a Wilena (50 000 egzemplarzy). Sclavis od początku otoczył się dobrymi instrumentalistami, którzy jak wynika z zamieszczonej na okładce płyty fotografii, są zarazem jego przyjaciółmi. Ma to kolosalny wpływ na dźwięki, które grają razem. Słychać wyraźnie, że wszyscy się wzajemnie słuchają i szanują. Francja jest krajem pełnym dobrych muzyków jazzowych, którzy niestety rzadko zdobywają rozgłos poza ojczyzną.

Zabrzmi to może niewiarygodnie, ale takiej odmiany muzyki improwizowanej przedtem jeszcze nie było. Muzyka Sclavisa, bo on głównie komponuje i jego kolegów jest połączeniem francuskiego jazzu a'la Didier Lockwood z amerykańską intensywnością. Niemałe znaczenie ma wpływ europejskiej muzyki poważnej, a nawet współczesnej awangardowej kameralistyki. Skład zespołu Sclavisa nadaje się idealnie do takich wyczynów, w których zresztą absolutnie nie słychać "napinania mięśni". Wszystko się wzajemnie wspaniale przenika i cicho sunie do przodu jak TGV.

Na płycie znajduje się dziesięć utworów, choć tematów muzycznych jest siedem, bo "Rebarbatif" występuje aż w trzech wersjach. Jest zarazem najważniejszy ze wszystkich. Rozpoczyna go kilkakrotnie powtórzony temat od ciemnej do jasnej skali zakończony akordem, po którym następuje długi odcinek skrzypcowy. Gdy zaczyna grać kontrabas z perkusją po czym dołącza do nich saksofon sopranowy to zaczyna się robić bardzo jazzowo. Glissanda syntezatorowe tworzą "most", po którym zaczyna się druga część z fenomenalnym solem skrzypcowym. Duży ładunek muzyczny ma też kojarzący się z bolerem "Duguesclin" i "Tango". Są też kompozycje wykonane solowo. Sclavis nagrał na dwóch klarnetach "Chanson pour Louis de Funes", a Raulin gra wyłącznie na fortepianie swoją kompozycję "Loul". "Riviere Salee" to miniatura w której akompaniament wydaje się ważniejszy niż melodia. Pozostałe dwa utwory nie mają już tak wielkiej mocy. Trzeba jednak stwierdzić z uznaniem, że dostaje się od kwintetu to co najlepsze w europejskiej muzyce improwizowanej. Już początek drogi Sclavisa i kolegów wróżył moc muzycznych wrażeń w niedalekiej przyszłości.

Autor: Grzegorz Mucha
Licencja: CC-BY-NC-ND

Louis Sclavis - Chine - IDA 012 CD (1987)

Brak komentarzy: