środa, 7 marca 2012

Tim Berne - Snakeoil

Po którymś już z rzędu wysłuchaniu najnowszej płyty Tima Berne'a zaczynam się skłaniać ku tezie, że jednak Manfred Eicher potrafi na każdym muzyku i każdej muzyce nadać swoje piętno. Uwielbiałem niesamowite nagrania Berne'a, które wydawał dla swojej Screwgun. Generalnie uwielbiałem Berne'a z tamtych czasów. Potem różnie już bywało, bo i sam muzyk jakby mniej się udzielał, ale i jego nagrania w coraz większym stopniu stawały się "przestrzenią zakomponowaną". Tak jakby Berne-improwizator, kompletnie nietuzinkowy, improwizator, chciał wszystkim pokazać, że umie komponować utwory. Taki wybór, a mi nic do tego. Do jednego mi wszkaże.

Wraz z przeradzaniem się Berne'a w kompozytora muzyki, gdzieś zatracił się tej muzyki żar. O ile w niesamowicie pokręconych frazach Bloodcounta, czy Big Satana zawsze - jako słuchacz - znajdowałem się w miejscu, w którym niezmiernie ciekaw byłem rozwoju utworu, kolejnych podawanych mi przez muzyków fraz, tak w przypadku Snakeoil (choćby) tak już nie jest. Wszystko tu dopięte na ostatni guzik. Kompozycje same w sobie być może i interesujące, ale... No właśnie, kota na śmierć ponoć też można zagłaskać. I "Snakeoil" taką dla mnie jest. Zagłaskaną do granic możliwości. Z uwagi na złożone kompozycje lidera, trudno mi powiedzieć, by muzyka ta była przewidywalna. Trudno mi jednak powiedzieć również, by rodzaj jej nieprzewidywalności w jakikolwiek sposób próbował mnie zaciekawić choćby, bo na pewno już nie uwieść. Być może, gdyby usłyszeć to nagranie na żywo. Być może, gdyby nie wszechłagodzące paluchy Eichera, ta muzyka by zyskała. Niestety tak nie jest. Po prostu nie ciekawi. Nie jestem ciekaw w jaki sposób potoczy się linia rozgrywana czy to przez Noriegę (uwielbiam go), czy to przez Mitchella (nie znam), czy też przez samego Berne'a (uwielbiam). I co z tego, że Ches Smith gra w sposób absolutnie nietuzinkowy. Jeden kwiatek na cztery?

Berne pozostaje sobą, ale jest swoją wersją jakby oglądaną przez szybę. Niby podobne frazy co niemal zawsze. Niby ten sam rys harmoniczny. Wszystko to jednak jest tak ułagodzone, że w którejś chwili myśl sama ucieka od dźwięków. Moja myśl, bo ktoś inny może przecież myśleć inaczej.

I w zasadzie nawet nie to zakomponowanie i nie to ułagodzenie mam tej płycie za złe. Niech tam, lubię i łagodne brzmienia. To, czego nie mogę znieść, to że jest to kolejna płyta nagrana dla ECM, znanego uprzednio muzyka, którą mógłby nagrać każdy inny muzyk posługując się jego partyturą. Gdzieś podział się i zagubił Tim Berne. Powstała muzyka Manfreda Eichera napisana przez Tima Berne'a i zagrana w sposób charakterystyczny dla produkcji ECM. Dla mnie to za mało.

Tim Berne - Snakeoil (2012) - ECM 2234

Brak komentarzy: