środa, 5 czerwca 2013

Henrik Walsdorff / Adam Pultz Melbye / Kasper Tom - Grøn

Jednym z efektów chodzenia na koncerty, jest poznawanie nowych muzyków, zapoznawanie się z ich grą, która - jeśli się podoba - zwykle pojawia się w formie płyt w naszej płytotece. Bonusem z ostatniego koncertu, na którym byłem jest poznanie świetnego basisty oraz wzbogacenie swej płytoteki między innymi o płytę tria Henrik Walsdorff - Adam Pultz Melbye - Kasper Tom Christiansen. Dzięki temu muzyka Adama pozostaje mi na dłużej w pamięci. I cieszę się z tego.

Cieszę, bo uszy cieszy mi to nagranie. Free, jakie bardzo lubię. Swobodne, pełne emocji, energetyczne, a jednocześnie dalekie od emanowania słuchacza wyłącznie zgiełkiem nic nie znaczących i nic nie wnoszących do muzyki "improwizacji". Kiedy pytałem Adama o tę płytę, stwierdził, że jest to podobne granie do tego, którego właśnie byliśmy świadkami, czyli występu Mikołaja Trzaski z Adamem Pultz Melbye i Petera Ole Jorgensena (relacja z warszawskiego koncertu), jednakże bardziej bopowe. Odwołał się nawet do tradycji Charlie Parkera.

Nie wiem, czy akurat muzyka Birda kojarzy mi się słuchając tej płyty, ale nie ma to większego znaczenia. Ba, nie wiem nawet, czy stylistyka bopu, post-bopu, free-bopu, czy czegokolwiek innego przychodzi mi na myśl, kiedy z głośników płyną dźwięki tej płyty. Raczej nie. Kojarzy mi się jedynie to, co w największym stopniu uwielbiam w jazzie. Absolutnie świetne porozumienie między muzykami. Ciekawie prowadzone improwizacje. Wzajemny szacunek muzyków wobec siebie, wzajemne słuchanie się, które powoduje, że muzyka prowadzi się w kierunku właśnie stworzonym przez muzyków. Jednocześnie jest w tej muzyce niesamowita dawka emocji, choć są to emocje zdecydowanie mało krzykliwe. Żaden z muzyków nie chce przykuć uwagi słuchacza wyłącznie swoją grą. Żaden też nie próbuje prześcigać się z innym. Gdzieś nad nimi wszystkimi czuwa duch Freda Andersona. Choć Waldorff gra na alcie, to przede wszystkim z Andersonem miałem skojarzenia słuchając tych nagrań i wcale nie były to skojarzenia na zasadzie: ot, alcista próbuje zagrać na alcie, jakby grał na tym instrumencie wielki tenorzysta z Chicago. Broń boże. To wyłącznie pewien sposób przekazywania emocji. Bardzo nasycony, swobodny, ale z drugiej strony pełen świadomości. Świadomości korzeni, historii. Nie budujemy od początku wszystkiego nowego. Nie staramy się na awangardę dla awangardy. Nie próbujemy kształtować dźwięków tylko i wyłącznie po to, by nimi zaskoczyć słuchacza. Nie zestawiamy niespotykanych środków wyrazu, czy technicznych, jedynie po to, by słuchacz został zaskoczony. Ilekroć słucham takich nagrań, jak właśnie Gron, tylekroć mam wrażenie, że powstają one nie tylko z wewnętrznej potrzeby muzyków, ale również są świadectwem ich szacunku dla słuchacza. Tego typu granie jakby próbowało powiedzieć, z klocków, które doskonale znasz, z dźwięków, z którymi się doskonale zaprzyjaźniłeś, zbudujemy ci nowy świat doznań i wrażeń. I niekoniecznie musi to prowadzić do trywialnego stwierdzenia, że najlepszą muzyką jest tak, którą doskonale już znamy. W Gron, podobnie jak w muzycznym świecie wspomnianego Andersona, pojawia się świadomość dziedzictwa, jednakże jednocześnie do tego dziedzictwa dokładany jest jeszcze jeden, choćby mały klocuszek, który powoduje, że po tym nagraniu, po tych koncertach, owe dziedzictwo jest już inne niż przed nimi. Wzbogacamy świat bez burzenia posad. Szanuję takie podejście.

Mamy na Gron zatem "ducha" całego współczesnego jazzu, który gdzieś się toczy właśnie mniej więcej od Parkera. Podanego w ciekawym trójgłosie. Altu, który jest jakby wolniejszy niż zwykle, w przemierzaniu przeróżnych pasaży. Basu, który jest i nowoczesny i korzenny zarazem. I - co tu dużo kryć - delikatnej, jak na taką swobodę, w której się muzycy znaleźli - perkusji. Jest to tym cenniejsze, że muzykę tę stworzyli względnie młodzi muzycy, którzy wiele lat jeszcze mogą zachwycać nas swoją muzyką. Żaden z nich, zresztą, nie zasługuje na szczególne uznanie, choć gdybym miał na któregoś wskazać, na tego, kto zasługuje na szczególne uznanie, to jest to Adam Pultz Melbye. O nim, być może jednak już innym razem.


Henrik Walsdorff / Adam Pultz Melbye / Kasper Tom - Grøn, Barefoot Records, BFREC022CD, 2013

Brak komentarzy: