Khan Jamal, Byard Lancaster, Grachan Moncur III - ze czterdzieści lat temu, te nazwiska pojawiające się na jednej płycie, powodowałyby żywą reakcję ówczesnej "awangardowej" prasy jazzowej. Czas mija. W roku 2005 trójka weteranów wspomagana przez Dwighta Jamesa, również weterana, i o niecałe pokolenie młodszego, Dylana Taylora nagrała płytę dla wciąż niezależnej wytwórni CIMP. Wprawdzie materiał zatytułowany "Black Awareness" firmuje wibrafonista, jednakże utwory pochodzą mniej więcej po połowie od niego i puzonisty, który w ostatnim utworze również, hmmm.... "śpiewa" (wydawca był ostrożny, określając ów śpiew mianem "voice").
Pomijając zwykłą przyjemność słuchania, zawsze mając do czynienia z płytą niegdysiejszych awangardzistów, zastanawiam się czy muzyka, którą proponują po kilkudziesięciu latach jest w dalszym ciągu prowokująca, czy jest odmienna od tej sprzed lat. Mam pewnie jeszcze kilka innych pytań. "Black Awareness" nie jest muzyką odkrywczą. Dzisiaj, sytuuje się gdzieś w okolicy "środka jazzu, w którym powinien on być, gdyby nie krytycy kurczowo trzymający się tradycji". Jeszcze większej tradycji, niż muzyka zawarta na płycie.
Nie ulega bowiem dla mnie żadnej wątpliwości, że siedem zaprezentowanych tu utworów osadza się głęboko w tradycyjnym jazzie (i bynajmniej nie chodzi mi tu o Ory'ego, Mortona i innych pionierów). Próżno szukać jakichkolwiek nowości. Każdy z głównych jej sprawców, czyli Jamal, Lancaster i Moncur III, grają w sposób właściwy dla nich nie siląc się nawet na próby jakichkolwiek zmian swych przyzwyczajeń. Dostajemy zatem produkt, którego jazzfani, słuchający tej muzyki nie od dziś, a i znający bohaterów nagrania, mogą się jeszcze spodziewać przed wyjęciem płyty i zapoznaniem się z jej zawartością. Inna sprawa, że album ten jest chyba jednym z najlepszych firmowanych przez Khana Jamala od przynajmniej kilku, czy kilkunastu lat.
Czym innym jest jednak ciągłe poszukiwanie nowości w muzyce, a czym innym przyjemność, jaką ona daje. Oczywiście jedno z drugim może iść w parze. "Dark Awareness" daje właśnie taką radość słuchania. Poszczególne solówki, przede wszystkim Lancastera i Moncura III są pełne pasji. Utwory, choć trudno stwierdzić, by miały jakieś wyraziste, łatwo wpadające w ucho melodie, trzymają słuchacza jeśli nawet nie w napięciu, to w zaangażowaniu. W tym idyllicznym obrazie nieco przeszkadza mi... rewelacyjna jakość studyjnego nagrania. Aż przydałby się koncertowy brud, bo - nie mam wątpliwości - najlepszym miejscem do jej słuchania jest typowy jazzowy klub. Tam sprawdza się taka muzyka najlepiej.
Innymi słowy - nie odkrywcza, jednakże płyta zawierająca bardzo dobry, współczesny mainstreamowy jazz, którą można postawić obok najlepszych nagrań tego typu, jak choćby płyty kwintetu Dave'a Hollanda, czy kwartetu Williama Parkera.
Khan Jamal Quintet - Black Awareness, CIMP, #322, 2005; recenzja ukazała się pierwotnie w Diapazon.pl dnia 6.02.2006 r.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz