Pomimo, że spotkania polskich muzyków jazzowych z zagranicznymi nie są już od lat niczym nowym, to wydaje się, że w przypadku tria Trzaska/Friis/Uuskyla mamy do czynienia z pewną nową, choć nieodosobnioną, jakością.
Otóż biorąc pod uwagę, że projekt ten trwa już jakiś czas, można rzec - muzycy stale koncertują, to zespół składający się z Polaka oraz skandynawskiej sekcji mimo wszystko jest czymś wyjątkowym. Jeśli dodatkowo weźmiemy pod uwagę, że owa sekcja jest w świecie muzyki improwizowanej dość dobrze znana, choćby, bądź przede wszystkim ze względu na dość stałą współpracę z Peterem Brötzmannem, to wówczas okaże się, że współpraca Trzaski z Friisem i Uuskylą jest swego rodzaju ewenementem na polskiej scenie.
Pierwszy raz polsko-skandynawskie trio usłyszałem jakiś czas temu, a muzyka, jaką zaprezentowali jawiła się jako dość bezkompromisowa podróż w świat muzyki free. Może nawet nie free jazzu, ale muzyki być może należącej do free improv. Nie jest to istotne. Swoboda gry była bowiem stałym wyznacznikiem pracy trzech muzyków.
Z płytą "Unforgiven North" mogłem zapoznać się jeszcze zanim została ona wydana. Wobec powyższego rozkoszować się nią mogę jakiś już czas. Kolejny raz płyta Mikołaja przynosi rejestrację koncertową. I wydaje się, że jest to słusznie obrana droga. Dostajemy bowiem muzykę taką jaka ona jest. Bez zbędnych ulepszeń. Muzykę szczerą, zagraną przez trio w określonym miejscu i czasie. Można rzec dokument. Jak zdjęcie utrwalający określony moment rozwoju muzyków. Osobiście cenię takie albumy bardziej od wycezylowanych rejestracji studyjnych, nawet gdy granych na 100%, to wielokrotnie z nagrywaniem poszczególnych take'ów, częstokroć również z wgrywaniem części utworów w inne.
Tak, w przypadku koncertów nagrywanych bez późniejszej ingerencji w materiał, otrzymujemy od muzyków po prostu szczerość. Tak, jakby chcieli powiedzieć: patrzcie i słuchajcie - tacy jesteśmy! Muzyczny ekshibicjonizm? Myślę, że nie. Wbrew pozorom szacunek słuchacza. Wybaczam wtedy, słyszalne nawet na tej płycie chwile, w których muzycy jakby zbierali siły, na dalszy rozwój wypadków. Poszukiwali pomysłu na to, w którą stronę iść. Oczywiście takie granie oraz takie nagranie powoduje, że nie w 100% muzyka musi jawić się doskonałą. Tym niemniej jednak, w stosunku do "Unforgiven North" nie mam tych wrażeń, jakie towarzyszą moim kolegom, a mianowicie dłużyzn, "chęci" skrócenia tej płyty itp. Mnie po prostu tej płyty się dobrze słucha, nawet pomimo tego, że świadom jestem, że trio zagrać może znacznie ciekawszy materiał. Ot po prostu - gdy gra się na 100% to w jednym na kilka przypadków zdarza się "ten dzień", jeszcze rzadziej zdarzy się dzień niepodobny do wszystkich innych. Szkoda jedynie, że najczęściej nie ma kto go zarejestrować. W tym kontekście bardzo dobrze się stało, że muzyka ta została i zarejestrowana i wydana. I dodajmy - bez skrótów.
"Unforgiven North" przynosi muzykę, która wpisuje się ogólnie w ów free jazzowy/improvowy styl grania. Być może nawet sposób gry Mikołaja jest tu bardziej "tradycyjny", tradycyjnie jazzowy niż w przypadku pamiętanego przeze mnie krakowskiego koncertu. Wydaje się również, że Uuskyla w pewnym stopniu gra w swej niekonwencjonalności, bardziej konwencjonalnie. Nie wiem, czy to ten koncert tak zabrzmiał, czy też grupa idzie w tym kierunku swych poszukiwań. Przyznam, że z jednej strony cieszyłbym się, bowiem bliskie mi są wszelkie free jazzowe poszukiwania. Z drugiej strony jednak, wydaje mi się, że bezkompromisowa free improvowa postać tria jest bardziej poszukująca. Ciekaw sam jestem, w którą stronę zespół ten pójdzie. Na razie wiem, że w planach są wspólne - mam nadzieję rejestrowane - koncerty z Peterem Brötzmannem.
Same utwory przynoszą dość typowe dla sekcji Friis/Uuskyla granie, znane choćby z koncertów tria, czy zapewne szerzej z zarejestrowanej muzyki z Brötzmannem. W zasadzie gra ta się w niewielkim stopniu zmienia. Gitarowe "zakrętasy" Friisa, bardziej właściwe dla gitary elektrycznej (prowadzącej) niż dla basu, swobodne granie Uuskyly, powodują, że nie wiedzieć w jaki sposób muzyka ta w ogóle ma jakikolwiek rytm. Zbliża się też w swym ogólnym wyrazie bardziej nawet do świata rocka niż jazzu, gdyby to dla kogokolwiek miało jakiekolwiek znaczenie. Chciałoby się napisać, że na płycie "Unforgiven North" Mikołaj prezentuje swe... słowiańskie oblicze. Jednakże sposób gry prezentowany na tej płycie obecny jest w muzyce Trzaski już jakiś czas. Rozmarzone, spokojne, można nawet rzec romantyczne frazy są obecne nie tylko w muzyce tego tria, ale także np. w Oleś/Trzaska/Oleś. Jednakże zestawienie energii sekcji, która można byłoby rzec, ostatkiem sił znajduje miejsce, w której sekcja rytmiczna winna się znajdywać z owym sposobem gry Mikołaja jest jakąś wartością, której nie potrafię znaleźć w muzyce innych zespołów. W porównaniu z walcem drogowym prezentowanym przez Brötzmann/Friis/Uuskyla, muzyka zawarta na tej płycie jest o wiele bardziej subtelna, o ile w ogóle słowo to do niej przystaje.
Osobiście bardzo się cieszę z istnienia tego zespołu, jak również z faktu wydania tej płyty. Moim zdaniem jednej z najważniejszych zeszłorocznych płyt z muzyką jazzową w Polsce. Z dużą niecierpliwością będę również przyglądał się dalszym poczynaniom Mikołaja i obu Piotrów. Oby tylko zostało sił i oby nie tylko doszło do spotkania z trzecim z Piotrów, ale i rejestracji z nim płyty. Może wówczas malowane obrazy Trzaski wreszcie znalazłyby szersze uznanie nie tylko w naszym kraju (choć sądząc po lekturze niektórych pism i tu mu życzyć szczęścia trzeba).
Trzaska/Friis/Uuskyla - Unforgiven North, Kilogram Records 008, 2004; recenzja ukazała się pierwotnie w Diapazon.pl dnia 6.02.2005 r.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz