piątek, 7 czerwca 2013

Wayne Shorter Quartet - Beyond The Sound Barrier (diapazon.pl)

Dobra passa Wayne Shortera trwa. Po dwu wielbionych przez publiczność i krytykę płytach, kwartet saksofonisty wydał nowy album koncertowy "Beyond the Sound Barrier". Nowy, aczkolwiek przynoszący materiał zarejestrowany na różnych koncertach, jakie odbyły się pomiędzy jesienią 2002, a wiosną 2004 roku. Cóż, ocena tej płyty mogłaby mieć dwa oblicza.

Pierwsze, nazwijmy je bardzo krytyczne. Nie, tyle może pod względem artystycznym, ale przede wszystkim edytorskim. Oprócz bowiem wielce enigmatycznego stwierdzenia, że poszczególne utwory nagrane zostały w Ameryce Północnej, Europie i Azji nic bliżej nie wiemy. Ani dat, ani miejsc, nie mówiąc już o bardziej szczegółowej informacji. Jeśli tego komuś jeszcze mało, niektóre utwory - jakby nie było - koncertowe zostały po prostu, po chamsku wyciszone. Szkoda i wstyd!
Reszta...

Reszta, jak dla mnie jest wspaniała. Uwielbiam nowy kwartet Shortera. Uwielbiam za wspaniałe solówki, za cudowne, niepospolite harmonie, które pojawiają się w kompozycjach Shortera, za skoki dynamiki, za... niepospolitość. Uwielbiam przede wszystkim za to, że słuchając mam wrażenie, że w muzykę tę muzycy wkładają tyle emocji, że potrafi ona poruszyć. Ta muzyka żyje. Jest żywa, skrząca się barwami.

Uwielbiam też za to, że w muzyce tej głęboko w tradycji osadzone odniesienia (bardzo głęboko i niekoniecznie wyłącznie jazzowe) przeplatają się z bardzo nowoczesnie brzmiącymi tematami, linearnym rozwojem poszczególnych utworów.

Kiedyś Marek Romański o jakiejś płycie powiedziedział: to jazz, który winien być nazwany mainstreamem, gdyby nie ciągłe przyzwyczajenia niektórych krytyków. Właśnie - to taki jazz. To powinien być środek współczesnego jazzu. Od tej muzyki dopiero winno się oceniać awangardę, a wszystko co bardziej tradycyjne, winno być już postrzegane w aspektach historycznych. Przy okazji "Footprints Live!" w jednej z recenzji przeczytałem, że Shorter zawartą tam muzyką wyznacza nowe kierunki jazzu. Hmmm... biorąc pod uwagę, że bariera dźwięku została przekroczona jedynie tytułem, zaś muzyka jest kontynuacją koncepcji z tej, wspomnianej wyżej płyty i... nadal brzmi na wskroś nowocześnie, jej istnienie wystawia nienajlepsze świadectwo innym produkcjom jazzowym, postrzeganym jako mainstream.

Cóż, tak czy inaczej, uważam "Beyond the Sound Barrier" za płytę bardzo dobrą (nie doskonałą - skutkiem uchybień edytorskich) i przy okazji za dość murowaną kandydatkę do miana jazzowej płyty roku. Nie jest to istotne - zachęcam do posłuchania, bo chyba warto. Jeżeli natomiast ktokolwiek ma dostęp do nagrań koncertowych kwartetu Shortera z tych lat nie skażonych ręką producenta lub był na koncercie będzie wiedział na czym polega świętokradztwo jednego z gigantów światowej fonografii.

Wayne Shorter Quartet - Beyond The Sound Barrier, Verve, 000451802, 2005; recenzja ukazała się pierwotnie w Diapazon.pl dnia 22.12.2005

Brak komentarzy: