Viva free jazz!??? Viva, viva...!!! I to w dodatku, taki stareńki, spod znaku pierwszego kwartetu Ornette'a Colemana. Prowadzone przez Joe Rosenberga Affinity od lat nie robi w zasadzie nic innego, jak kultywuje muzykę Starych Mistrzów. Spod znaku Colemana właśnie, Dolphy'ego...
Free jazz, który w dzisiejszych czasach może się już jawić jako muzyka lekko (przynajmniej lekko) trącąca myszką. Z drugiej strony, podejście Rosenberga i jego zespołu jest jakby podobne zespołom revivalowym, czy dixilandowym naszych czasów. Skoro tamte grupy mogą kultywować tradycję jazzu praktycznie z jego początków, to dlaczego nie może istnieć zespół, który będzie grał "tradycyjny", amerykański free jazz? Przy czym słowem kluczowym jest nawet nie "free" i nie "tradycyjny", a "amerykański".
Ta muzyka zdecydowanie różniła się i różni od jej europejskiej odmiany. Sporo tu bluesa, sporo sięgających początków muzyki jazzowej odniesień. Obojętne co jest grane, nieważne, że nie są to standardy, jednak każdy zagrany dźwięk brzmi standardowo, tradycyjnie.
"This Is Our Lunch" nie jest zatem płytą dla wielbicieli nowinek. Nie jest chyba nawet płytą dla osób, które lubiąc free, poszukują wciąż w tej muzyce czegoś nowego i tego właśnie od niej oczekują. Ci, którzy lubią określone brzmienie, określony sposób porozumienia pomiędzy muzykami będą się bawić tą płytą wyśmienicie. Nie jest to zatem propozycja dla każdego, ale sympatycy "The Shape of Jazz to Come", czy "Live in a Five Spot" powinni znaleźć w tej muzyce wystarczającą zabawę.
Affinity - This Is Our Lunch, Music&Arts, CD-4940, 1996, recenzja ukazała się pierwotnie w diapazon.pl dnia 1.08.2004 r.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz