John Abercrombie przez 30 lat swej artystycznej drogi poszukiwał różnych mediów. Często grywał w triu z organami, często w triu z basem i perkusją, czasem był fortepian, druga gitara. Śmiem jednak twierdzić, że najdoskonalszego partnera dla swych pomysłów znalazł dopiero teraz, kiedy kilka lat temu związał się ze skrzypkiem Markiem Feldmanem.
Oczywiście niewiele zarzucić można zespołom z Danem Wallem, supergrupie Gateway, czy np. triu Abercrombie/Johnson/Erskine. Tym niemniej jednak właśnie kwartet ze skrzypcami przedstawia według mnie najdoskonalszą formułę. Przy tym, udział Feldmana nie tyle wnosi coś znaczącego do formuły zespołów Abercrombiego, co powoduje znacznie ciekawsze brzmienie zespołu. Kwartetowi Abercrombie/Feldman/Johnson/Baron niedaleko jest bowiem do wspomnianego zespołu z Johnsonem i Erskinem. Muzyka jest bardzo zbliżona, a Feldman powoduje, że uzyskała ona jedynie inny koloryt. Wydaje się jednak, że owe same koloryzujące wstawki są bardzo ważne w tej muzyce. Nie znaczy to wcale, że nie ma tu w ogóle solówek Feldmana, bądź że nie są one ciekawe. Nie to jednak jest istotne. Muzyka kwartetu powstaje z przeciwstawienia zarówno gitary i ulotnych skrzypiec mocnej niekiedy (oczywiście jak na muzykę jazzową i to raczej środkowego nurtu) grze sekcji, jak i przeciwstawienie brzmień gitary i skrzypiec. Z owych opozycji tworzy się całkiem zgrabna, homogeniczna całość. Zwłaszcza, że zgranie, uzupełnianie się muzyków, ich wzajemna współpraca zasługuje na najwyższą pochwałę.
Nie będąc wielkim entuzjastą muzyki środka, znajduję w propozycji kwartetu Abercrombiego wiele ciekawych dla mnie dźwięków, niebanalnych współbrzmień i kapitalny puls sekcji. Wydaje mi się również, że dla nieortodoksyjnych sympatyków mainstreamu, a przede wszystkim dla tych, którzy nie poszukują w tej muzyce łatwych tematów i pragną usłyszeć coś więcej, uwagę swą skupiają raczej na relacjach pomiędzy poszczególnymi muzykami, niż na samych granych przez nich melodiach, propozycja ta będzie godna polecenia.
John Abercrombie - Class Trip, ECM 1846, 2004, recenzja ukazała się pierwotnie w diapazon.pl dnia 26.05.2005 r.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz