sobota, 10 listopada 2012

Julius Hemphill Trio - Live From The New Music Cafe (diapazon.pl)

Geniusze rodzą się rzadko i żyją krótko. Julius Hemphill przeżył niespełna 57 lat. Znakomitą większość swej muzycznej przygody połączył z saksofonowymi zespołami: World Saxophone Quartet i Julius Hemphill Sextet , w tym ostatnim częściej będąc dostarczycielem kompozycji, aranży i dyrygując niż grając.

To nie koniec artystycznych wizji Hemphilla, który w swym życiu imał się każdego przedsięwzięcia o artystycznym wymiarze. Był jednym z założycieli Black Artists Group, grał w każdym możliwym składzie od solo po big bandy, brał udział w performance'ach, był też chyba pierwszym artystą multimedialnym. Wszystkie te zajęcia nie wpłyną jednak na fakt, że World Saxophone Quartet jest chyba najbardziej cenionym spośród jego grup. Nie wiem czy słusznie. Wielka szkoda, że duża część nagrań Hemphilla prawdopodobnie bezpowrotnie została utracona w archiwach jego własnej firmy Mbari Records. W efekcie nagrań z udziałem Hemphilla, nie licząc jego saksofonowych grup jest stosunkowo niewiele (nawiasem mówiąc znakomita większość dostępnych płyt World Saxophone Quartet jest już z późniejszego okresu, bez jego udziału).

Szkoda, bo chyba wykoślawia to nieco obraz tego muzyka. Z gry w małych zespołach, przede wszystkim duetów z Abdulem Wadudem i w trio, w którym dochodził jeszcze perkusista, wynika, że Hemphill stworzył niemal wzorzec takiego kameralnego post free jazzowego grania. Osobiście też najbardziej cenię właśnie te zespoły. Jakaż szkoda, że z płyt tak niewiele nagrań z Wadudem zachowało się do dnia dzisiejszego. Jednym z nich jest rejestracja koncertu jaki Julius Hemphill Trio dało 27 września 1991 r. w the New Music Cafe w Nowym Jorku. Niestety dla miłośników talentu Hephilla kolejna smutna informacja - płytę wydała wytwórnia Music & Arts, której płyty w Polsce są rarytasem, o ile są w ogóle dostępne.

Julius Hemphill Trio to organizm doskonały; słychać to już od pierwszych dźwięków. Zastąpienie zwyczajowego kontrabasu wiolonczelą spowodowało, że muzyka uzyskała jakąś lekkość i to pomimo - albo w kontraście - do niemal rockowo wykorzystywanej perkusji. Na tym motorycznym tle dzieją się abstrakcyjne figury Hephilla i Waduda. Zaskakujące jest przy tym, że słuchając tej muzyki z jednej strony mamy wrażenie obcowania z muzyczną awangardą, z drugiej zaś komunikatywność tej muzyki jest stosunkowo duża. I aczkolwiek nie przypuszczam, że kompletnie nieprzygotowane osoby będą się mogły nią zachwycać, to jednak muzyka ta jest stosunkowo przystępna. Możliwe, że dzieje się tak z tego względu, że frazy Hemphilla są głęboko osadzone w bluesie i będąc niewątpliwie bardzo nowoczesnymi, są osadzone w tradycji. To taka muzyka, która zawsze z jednej strony odbierana jest przez nas jako "dziwnie" znana, z drugiej zaś poszerzająca nasze horyzonty. Muzyka tu zawarta jest naturalnym pomostem pomiędzy awangardą lat 60. a współczesną muzyką Tima Berne'a, Marty Ehrlicha, Chrisa Speeda czy nawet jazzowego Zorna. I choć niezbyt doceniany przez miłośników jazzu (ale chyba wyłącznie ze względu na słaby dostęp do nagrań) - Hemphill sprawia mi nieodmiennie wyśmienitą muzyczną ucztę - czego i Państwu życzę.

Julius Hemphill Trio - Live From The New Music Cafe, Music&Arts, CD-731, 1992, recenzja ukazała się pierwotnie w diapazon.pl dnia 16.05.2002 r.

Brak komentarzy: