Skrzypce w jazzie mają swoją ugruntowaną pozycję, ale z drugiej strony jazz nie miał skrzypków aż tak wielu. To królestwo innych instrumentów. Ot choćby takich jak trąbka. "EDGE" w swym składzie ma zarówno skrzypka, jak i trębacza. Obu średniego już pokolenia, obu z bogatym doświadczeniem. Obu z pochodzenia Azjatów. Obu, choć EDGE jest muzyką niewątpliwie jazzową, grywających muzykę bardzo różną i nie stroniących od muzyki współczesnej.
Co jeszcze łączy te dwie postaci... współpraca z Anthonym Braxtonem. Ci muzycy to Jason Kao Hwang i Taylor Ho Bynum. Skład uzupełniają dwaj muzycy, którzy również częściej kojarzeni są z awangardowymi (cokolwiek to znaczy) postaciami muzyki, w tym jazzu, czyli sekcja: Ken Filiano i Andrew Drury.
Ha! Awangarda zatem z każdej nuty winna wypaść, z każdego dźwięku. A że skład awangardowy, to pokusić by się można, aby i okładka była awangardowa, albo przynajmniej "coś" jeszcze. Może to "coś", to "azjatycki jazz" (na wzór polskiej, czy francuskiej szkoły tej muzyki, czego doszukiwanie się było modne jeszcze kilka-kilkanaście lat temu)? Może do czynienia będzie można mieć z jazzowym opracowaniem azjatyckiego folkloru? Wszak i patronat i wytwórnia do czegoś "zobowiązują". ;-)
Prawdę powiedziawszy - nie słucham tej płyty doszukując się w niej jakichś wpływów, ale też i na pierwszy, a nawet i drugi rzut ucha, wpływów tych nie słyszę (choć być może ktoś bardziej rozeznany w muzyce dalekowschodniej będzie mógł wypowiedzieć się w tym względzie roztropniej).
Nie słyszę również awangardy. Nic zatem bardziej mylącego niż domyślać się z nazwisk i narodowości jaką muzykę może zawierać ta płyta.
Można bowiem dostać w nos każdym dźwiękiem. Można spaść z zaskoczenia z fotela, ale i tak nie zmieni to postaci, że dźwięk w pokoju będzie wspaniałym przykładem współczesnego mainstreamu. Takiego, który wychodzi spod skrzydeł najlepszych muzyków (a może to nie skrzydła?). "Edge" to przykład na kłam teorii, czy raczej poglądów o braku kreatywności mainstreamu. Tak - muzyka ta nie jest kreatywna, jeśli nie jest grana przez kreatywnych muzyków i nieskomponowana przez kompozytora, który chce coś do niej wnieść, a nie tylko naśladować dźwięki wielkich mistrzów sprzed lat.
Powiem zatem tak, "Edge" to płyta, której wyśmienicie się słucha. Są fragmenty, szczególnie gry Bynuma, które potrafią zauroczyć i na długo pozostać w pamięci. Są miejsca, gdzie Hwang urosnąć by mógł do roli najwybitniejszego skrzypka tego typu jazzu. Mnie jednak najbardziej przypadły do gustu miejsca (a jest ich całkiem sporo na płycie), kiedy to Ken Filiano akompaniuje któremuś z melodyków grając na kontrabasie smyczkiem. Dawno nie słyszałem w jazzie tak udanego akompaniamentu wykonywanego w ten sposób.
Udane są też same kompozycje, których zmienność nastrojów, temp, czy sama aranżacja nie powinna nikogo w najmniejszym stopniu znużyć czy znudzić.
Czy jest zatem w tej płycie coś złego? Tak. Ma wymiar czterech cyferek: 42:26, a tym razem prosiłoby się o dużo więcej.
Jason Kao Hwang - Edge, Asian Improv Records, AIR0067, 2006, recenzja ukazała się pierwotnie w diapazon.pl dnia 18.08.2006 r.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz