piątek, 9 listopada 2012

David S.Ware - Birth of a Being (diapazon.pl)

Dałem sobie spokój ze słuchaniem jazzu niemal przez pół roku. Niemal spokój, bo w nielicznych chwilach zdarzały się w odtwarzaczu jakieś jazzowe płyty. Zdarzały się też koncerty.

Nadszedł jednak czas, by siąść i posłuchać muzyki, którą wielbię najbardziej. W jej najmilszej memu uchu wersji.

Myślałem, że będzie to jakaś płyta Cecila Taylora, los jednak zdarzył, że "dorwałem się" do nieznanej mi wcześniej, i mimo upływu wielu lat niewznowionej w wersji CD, płyty Davida S.Ware'a "Birth of a Being". W sumie nieco dziwne, że hat HUT Records na fali ostatnich - co tu kryć, w takiej kategorii muzycznej - sukcesów saksofonisty, nie wznowił płyty tria. Nie lubię tego robić, ale ze względu na prawdopodobnie słabą dostępność tego krążka, omówię go nieco dokładniej. Nagrania pochodzą z dwu sesji z 14 i 15 kwietnia 1977 roku, zaś wydane zostały dwa lata później. Płyta prezentuje cztery utwory tria, w którego składzie oprócz lidera pojawiają się wyłącznie pianista Gene Y.Ashton i perkusista Marc D.Edwards. Wszystkie kompozycje ("Prayer", dwie części "A Primary Piece" i "Thematic Womb") są autorstwa lidera. Co dziwne, nawet w niektórych dyskografiach Ware'a płyta ta jest zapomniana.

Dlaczego? Czyżby muzycznie prezentowała materiał niegodny przypomnienia? Nie sądzę.

Trio bez kontrabasu, w roku 1977 miało już dość długą historię. Z nieco innym instrumentem, bo klarnetem (a trzeba pamiętać, że przed nastaniem bebopu, to klarnet był głównym instrumentem dętym drewnianym jazzu) sięga jeszcze przedwojennych eksperymentów Benny'ego Goodmanna (starszych nie znam). W okresie powojennym, bodaj najsłynniejszym tego typu zespołem stało się prowadzone przez Cecila Taylora długowieczne trio z Jimmym Lyonsem (tyle, że na alcie, a nie tenorze) i Andrew Cyrillem.

Znając dokonania Ware'a nietrudno zgadnąć dokąd muzyce z "The Birth of a Being" bliżej. Tylko, że... pomimo faktu, iż Ware postrzegany jest jako muzyk o swoistej szkole brzmienia, najbliżej mu w muzyce zaprezentowanej na tej płycie do późnego Johna Coltrane'a. "Prayer" rozpoczyna się jakby miało być kontynuacją słynnej "A Love Supreme". Ta sama żarliwość, ten sam modlitewny nastrój, podobna narracja. To nic, że Ashtonowi zdecydowanie bliżej do pianistów wywodzących się od Taylora niż Tynera, zaś Edwardsowi całkiem blisko do Cyrille'a (zresztą, biorąc pod uwagę, że saksofonista w tamtych czasach terminował zarówno w zespołach Taylora jak i Cyrille'a, dobór tego typu muzyków nie dziwi). Utwór, zgodnie z tytułem jest "wyznaniowy". Następne kompozycje też utrzymane są w klimacie jakby kontynuującym dzieło Coltrane'a, tyle, że nawiązujące do schyłkowego okresu, do coltrane'owego free jazzu. Niemniej jednak już wtedy słychać było, że Ware ściśle nawiązując do tradycji chce mieć swoje miejsce w muzyce jazzowej. Jest w niej oczywiście wiele z wielkich mistrzów. Jak wspomniałem, jest Coltrane, jest Taylor. Jest też sporo z mocarnej zadziorności saksofonisty znanej z współczesnych nam czasów. Jest ten żar i żarliwość, którą nieczęsto spotyka się pośród współczesnych muzyków. Jest w, bądź co bądź, po prostu free jazzie, wiele z jakiejś elegijności, jakby muzyka ta miała być swoistym wyznaniem wiary. Nie, nie w muzykę, po prostu wiary w boga, stwórcę, demiurga, czy kogo czcić wówczas zechciał Ware. To cecha, przypomnę, podobna do Coltrane'a, stąd też być może muzyka jest podobnie emocjonalna, natchniona.

Czy warto sięgać po propozycję sprzed wielu lat, w dodatku poszukiwać jej w antykwariatach, czy na giełdach, myślę, że każdy musi ocenić sam. Fanom saksofonisty, jak również dwu głównych postaci, do których muzyki kompozycje tu znajdujące się nawiązują, winna ona przypaść do gustu. Jednakże nie ukrywam, że Shipp gra wiele ciekawiej od Ashtona, zaś poszczególni perkusiści współczesnego kwartetu są o wiele bardziej nowocześni w sposobie swej gry. Także udział Williama Parkera na kontrabasie dodaje raczej współczesnemu obliczu Ware'a niż stanowi dlań jakiekolwiek obciążenie.

David S.Ware - Birth of a Being, hat HUT W 1979, recenzja ukazała się pierwotnie na diapazon.pl dnia 26.05.2006 r.

Brak komentarzy: