Nie jestem entuzjastą narciarstwa, a tu proszę - płyta o tytule "SKI". Rebus jednak łatwy, bowiem jedyni uczestnicy tego nagrania, to (Lennie Bukow)SKI i (Piotr Michalow)SKI.
Płytę dostałem od jednego ze współautorów tych zmagań i jestem nią od dłuższego czasu po prostu zachwycony. Jest bodaj najczęściej goszczącym w moim CD nagraniem, którego słucham dla swej niekłamanej, hedonistycznej przyjemności. To dźwięki stworzone jak dla mnie.
Dziewięć krótkich duetów zagranych na instrumentach dętych drewnianych jest muzyką swobody z jednej, a dyscypliny z drugiej strony. Wspaniałe współbrzmienia komentujących się nawzajem muzyków powodują, że tych zaledwie 36 minut koncertowego zapisu stawiam pośród najlepszych płyt małych składów jazzowych, jakie miałem przyjemność słuchać.
Nic tu nie ma dla osób szukających zaczepienia we frazach melodii. Melodyczne urywki zmieniają się jak w kalejdoskopie. Swobodnie przechodzą z jednej do drugiej akcji. Kłębią się i rozwiązują. Elementy porządkujące pojawiają jedynie na tyle, by nie znudzić słuchacza. Potem zapadają się w innym świecie, by dojść do jakiegoś innego, znów porządkującego muzykę, elementu, ale znów jedynie po to, by doznać rozwiązania w "innych stanach świadomości".
Z drugiej strony, próżno tu szukać epatującego niekiedy słuchacza "potoku świadomości" często słyszanego u freejazzowych czy freeimprovowych muzyków. Muzyka raczej głaska nas delikatnością i po prostu pięknem w swej najprostszej i najczystszej, estetycznej postaci.
Lennie Bukowski / Piotr Michalowski - SKI, Detroit Improvisation, 4, 2004, recenzja ukazała się pierwotnie w diapazon.pl dnia 5.02.2007 r.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz