niedziela, 11 listopada 2012

Double Trio - Green Dolphy Suite (diapazon.pl)

To świat dźwięków podobnych do "Chimery" Friedlandera, tyle, że ta ostatnia jest jakby bardziej surowa. Zadziwiające jest to, iż obie płyty ukazały się w tym samym 1995 roku.

"Green Dolphy Suite" to kolejny przyczynek do współcześnie rozumianego Trzeciego Nurtu. Wszyscy już jakby zapomnieli o dawnych poczynaniach Schullera. Wydawało się, że Trzeci Nurt to melodia przeszłości - kierunek, który sprowadził jazz (i muzykę poważną) na manowce, a tymczasem okazuje się, że od końca lat 70. nurt ten rozwija się. Nie chcę powiedzieć, że przechodzi jakiś revival, ale musiało się chyba tak stać, że coraz lepiej wykształceni muzycy jazzowi zapragnęli pokazać się światu w muzyce należącej jakby do obu kategorii.

Obecny Trzeci Nurt, to odłam o wiele bardziej dojrzały. Wreszcie udało się stopić w całość pierwiastki charakterystyczne dla jazzu oraz dla muzyki wywodzącej się z europejskiej muzyki koncertowej. Ale obecnie gdy Trzeci Nurt otrzymał dawkę swobody wykonawczej, rodem z free jazzu, stał się muzyką autonomiczną, nota bene bardzo ciekawą.

Ta płyta przynależy do takiego świata. Wiedząc o tym, że Double Trio jest zestawieniem dwu istniejących zespołów: Trio de Clarinettes i Arcado String Trio, oczekiwałem w jeszcze większym stopniu niż w przypadku "Chimery" zestawienia dwu niezależnych od siebie organizmów. Przeciwstawienia triady klarnetów triu smyczkowemu, na zasadzie znanej z "Free Jazzu" O. Colemana. Okazuje się jednak, że Trio Podwójne dopracowało się swojego brzmienia, złożonego tak sonorystycznie, jak i nawet rytmicznie, pomimo, że brak tu jakichkolwiek instrumentów perkusyjnych.

Taki obraz zawdzięczamy genialnym interpretatorom tej muzyki. W zespole spotkało się bowiem sześciu improwizatorów najwyższej klasy. Moją uwagę jak zwykle przykuwa Reijseger, który pomimo, iż nie jest tak znany jak jego koledzy zza Wielkiej Wody, to jednak niezwykle ciekawy i nowatorski w pomysłach. Kiedyś, gdy zobaczyłem go jak gra z zespołem ludowych śpiewaków sardyńskich, jedyne co mi się skojarzyło to określenie Hendrix wiolonczeli. Szkoda, że płyta ta jest jedynie audio, nie widać w jaki sposób wydobywa on ze swego instrumentu dźwięki, które do nas docierają - w utworze pierwszym gra przecież jak na gitarze rytmicznej. Mam nadzieję, że muzyk ten znajdzie należne mu uznanie.
Pozostali? Cóż - skład Arcado uznać można za gwiazdorski: Feldman, to w chwili obecnej najbardziej chyba znane skrzypce jazzowe, szczególnie awangardowej jego odmiany, Dresser to muzyk uznany, o wielkiej wrażliwości co doskonale daje się poznać z płyt nagranych dla Knitting Factory Records. Mało już kto postrzega go jako basistę od Braxtona - wypracował sobie bowiem pewien styl, za który w awangardzie jazzu jest niezmiernie ceniony. Mniej mi znany jest zespół europejski. Oczywiście Sclavis, który wydaje się być klasą dla siebie, który wciąż zaskakuje nowymi pomysłami.

O muzyce można by wiele, lecz i tak dojdzie się do wniosku, iż "tego się nie da opowiedzieć słowami" (jak niegdyś śpiewał wokalista zespołu TILT). Za przewodnik niech służy jedynie krótkie podsumowanie: muzyka bardzo barwna, pełna pomysłów, zagrana z orgiastyczną niemalże werwą, wspaniale wykonana - sama w sobie leżąca po stronie geniuszu. A, że nie jest ona łatwa... cóż żal mi jedynie tych osób, które zrażą się do tej płyty po kilku pierwszych dźwiękach - zostaną oni bowiem pozbawieni obcowania z doprawdy piękną muzyką.

Double Trio - Green Dolphy Suite, Enja Winckelmann, ENJ-9011 2, 1995, recenzja ukazała się pierwotnie w diapazon.pl dnia 14.05.2002 r.

Brak komentarzy: