niedziela, 11 listopada 2012

Borgmann / Morris / Charles - Boom Swing (diapazon.pl)

Przyznam, że płytę tę mam w swoich zbiorach kilka już ładnych lat. Zalegała tam sobie nie bawiąc moich uszu. Od kilku dni odkrywam ją na nowo. I znów jestem w stanie powiedzieć: Panie i Panowie, słuchajcie - to dobra płyta.

Niestety skąpy opis stwierdza, że jedynie dwa pierwsze utwory zostały nagrane podczas koncertu w Austrii, gdzie i kiedy nagrano resztę nie wiadomo. Tak, czy inaczej stwierdzić należy, że trzej panowie byli w wyśmienitej formie zarówno podczas koncertu, jak również podczas nagrywania dwu pozostałych utworów. Sekcji w zasadzie nie należy przedstawiać - Wilber Morris oraz Dennis Charles to legendy jazzu. Tu cudownie, niemal intuicyjnie ze sobą współdziałające. Tworzą całość poprzez wzajemne się uzupełnianie. Grają obok, grają razem, zawsze jednak z dźwieków ich instrumentów tworzy się pewna jakość, niech to będzie "jakość sekcji rytmicznej". Trzecim bohaterem jest istniejący wciąż w cieniu Petera Brötzmanna inny niemiecki tuz saksofonu - Thomas Borgmann. O muzyce można powiedzieć dwie rzeczy: w sumie do free jazzowego, w takiej bowiem stylistyce się poruszają muzycy, niczego nowego nie wnosi. Natomiast jest to muzyka niesamowicie szczera, niesamowicie prawdziwa. Innymi słowy, jest taka, jaką najbardziej cenię. Niezależnie bowiem od rodzaju muzyki, która jest wykonywana najbardziej cenię tę, o której powiedzieć mogę, że muzycy grają ją szczerze, bez udawania. Wiem, wiem, demagogia i gadanie o nieuchwytnych, ulotnych i dla każdego co innego znaczących rzeczach. Cóż, kiedyś miałem być matematykiem, ale te czasy przeszły i wolę od rozbioru muzyki na czynniki pierwsze mieć wrażenie czy świadomość, że grający ją muzycy są wobec mnie szczerzy.

Inna sprawa, że w dwu głównych utworach płyty - obu częściach "Nastysweet" naprawdę wiele się dzieje. Muzyka wciąż się rozwija, nigdy praktycznie nie wchodzi do tej samej wody, raz znalazłszy jakieś oparcie, po chwili je porzuca podróżując w nowe rejony, chcąc spenetrować coś nowego, by znów przystanąć na chwilę, oswoić się, zaczerpnąć tchu i pójść dalej. Przyznam, że tego typu granie, szczególnie w jazzie free najbardziej lubię. Uparte dążenie w granie najgłośniej i najszybciej (a i to Borgmann potrafi) zastępuje ciągłe poszukiwanie. U mnie, słuchacza, zamienia się to w ciągłe podążanie z muzyką, ciągłą jej ciekawość. I to nawet gdy słucham tej muzyki któryś raz.

Dwie pozostałe - w porównaniu z "Nastysweet" - miniaturki też są niczego sobie. Mnie szczególnie do gustu przypadł tytułowy "Boom Swing", nagranie z energią, z zapałem - innymi słowy takie, do jakiego przyzwyczaił nas idiom free jazzu wypracowany przez Ornette'a Colemana (choć są przecież i inne).

Free jazzowym zapaleńcom polecam gorąco. Pozostałym fanom jazzu, niekoniecznie. Osobom o otwartych uszach - jak najbardziej.

Borgmann / Morris / Charles - Boom Swing, Konnex, KCD5082, 1997, recenzja ukazała się pierwotnie w diapazon.pl dnia 22.04.2005 r.

Brak komentarzy: