I znów należałoby zacząć od słów: "jak wiele wspaniałej muzyki przechodzi niezauważenie". Bowiem taką, niezauważoną niestety, płytą jest podwójny album firmowany przez kwartet, którego głównym animatorem wydaje się być wyśmienity francuski perkusista Daniel Humair.
W zasadzie, to na "Liberté Surveillée" triu Humaira (oprócz lidera także Marc Ducret i Bruno Chevillon) towarzyszy Ellery Eskelin. Skład doprawdy imponujący (jedynie dla przypomnienia: Chevillon był m.in. przez wiele lat basistą Louisa Sclavisa, zaś Ducret to jeden z najważniejszych obecnie gitarowych improwizatorów. Wydaje mi się, że niekonwencjonalnego Eskelina nie trzeba nikomu przedstawiać).
Muzyka? Powiedzmy tak. Kiedy minął mi młodzieńczy zapał do free jazzu, kiedy po kilku latach słuchania głównie innej, niż jazzowa muzyki, powracałem jak syn marnotrawny w jego ramiona, tym, który otworzył mi oczy na to co się wówczas ciekawego w jazzie działo był słynny kwartet Johna Scofielda z Joe Lovano w składzie. Ta muzyka była (i jest) wielka. Kiedy, gdzieś około 1993 roku, kwartet ten zaprzestał swego regularnego występowania (choć do dziś pojawia się na różnych koncertach podobna nieco formacja Scofield/Lovano/Holland/Foster, którą zresztą gościliśmy w Polsce) zabrakło mi na jazzowej scenie środka, zespołu, w którym główne role rozgrywane byłyby przez gitarę i saksofon.
Kiedy w końcu trafiła do mnie ta płyta, uszy zaczęły falować. Podobna, choć nie ta sama stylistyka, wszak, żaden z tych muzyków nie gra tak jak ci grywający ze Scofieldem. Podobne poczucie czasu. I podobnie, jak w przypadku tamtego kwartetu, tak i tutaj, ilekroć słucham tej muzyki, mam wrażenie, że jeśli istnieje środek jazzu - to leży on właśnie tu. Gdyby tak było w rzeczywistości, byłbym niezmiernie zadowolony.
Kwartet przedstawił na dwu płytach osiem niespiesznych utworów, których główną osią są improwizacje poszczególnych muzyków. Nie ma tu wyrazistych tematów. Ta muzyka nie jest po prostu śpiewna. I choć, o ile się nie mylę, kwartet Humaira nie jest stałym zespołem, to imponujące jest zarówno samo zgranie muzyków, jak i całościowa koncepcja, jaką prezentuje. I choć, jak powiedziałem, lokuję tę muzykę w środku jazzowego tygla, to są tu fragmenty od owego środka daleko odchodzące. I to jest wspaniałe.
Imponują dwaj muzycy: Ducret i Eskelin. Sola obydwu są niezmiernie ciekawie prowadzone. W zasadzie nie ma chwili, w której słuchacz doznałby nudy. A środki wyrazowe, choć znów pozostające raczej w tradycyjnych możliwościach instrumentów, są tak wykorzystywane, że wciąż jesteśmy zaskakiwani takim, a nie innym rozwojem wypadków. Wprawdzie wyróżniłem dwu frontmanów, jednak słowa uznania należą się także inteligentnie grającej sekcji. To czysta maestria, wyśmienite wyczucie równowagi pomiędzy grą czysto sekcyjną, a wirtuozerią.
I jeszcze dwie uwagi, dla znających wcześniejszą muzykę Ducreta oraz Eskelina, których być może nazwiska te zwiodą do zakupu płyty. Nie szukajcie tu ani sonorystycznych wycieczek Ducreta, ani jego odjazdów rodem z free-improv'u. Nie szukajcie także dźwiękowych i kompozytorskich koncepcji Eskelina znanych w ostatnim czasie z tria Eskelin-Parkins-Black. Obaj, nie uciekając od swych patentów, które tu i ówdzie są słyszalne, swoją grę podporządkowali koncepcji zespołu. I chwała im za to!
Daniel Humair - Liberté Surveillée, Sketch, SKE 333018.19, 2001, recenzja ukazała się pierwotnie w diapazon.pl dnia 18.09.2002 r.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz