Jakże mało jest dostępnych płyt tej artystki. I jaka wielka to szkoda... W zasadzie do niedawna były jedynie trzy płyty wydane przez Arabesque i jedna (M.O.B. Trio, na której Melford jest współautorką) przez Omnitone. Teraz przybyło jeszcze jedno wydawnictwo.
Niby znane, a jednak... "Alive In The House Of Saints" jest bowiem płytą, która już niegdyś się ukazała. Trudno o niej jednak powiedzieć, że to materiał w 100% powtórkowy. Ten znany, zawierała onegdaj pojedyncza płyta wydana przez HutHat pod numerem: hatART CD 6136. Całą tę serię hutART (podobnie zresztą jak wszystkie wydawane w zwykłych, plastikowych opakowaniach) wydawca zakończył, a płyta Melford, podobnie jak i inne w niej wydane praktycznie są niedostępne na rynku pierwotnym. Jest to tym większa strata, że niemal wszystkie płyty z katalogu HutHat wydawane były (i są) w nakładach limitowanych.
Na całe szczęście zakończenie serii sześciotysięczników, nie spowodowało zniknięcia tego jakże zasłużonego dla muzyki współczesnej, przede wszystkim improwizowanej, w tym jazzu, wydawnictwa. W miejsce dotychczasowych trzech serii wydawniczych, wydawca wprowadził nowe... trzy serie, przy czym wydaje się, że są one obecnie lepiej uszeregowane. Jazzfani kierować swe kroki będą przede wszystkim po wydawnictwa z katalogu hatOLOGY. Na początku nowych wydań wydawało się (takie też były deklaracje producenta), że nie będą one zawierać żadnych wznowień płyt znanych wcześniej. Na całe szczęście dla wszystkich tych, którzy nie zdążyli się zaopatrzyć w płyty z poprzednich katalogów, HutHat rozpoczął także wznawianie starych pozycji. Najczęściej są one od nowa zremasteryzowane, a często zawierają także dodatkowy materiał. I w przeciwieństwie do praktyki znanej z wielkich firm wydawniczych, nie są to jakieś bonusy w stylu innych wersji, urwanych utworów itp. Tutaj, często spotkać można nagrania, które wcześniej w ogóle nie były publikowane.
Właśnie z tych powodów "Alive In The House Of Saints" jest także płytą nową. Nikt się bowiem nie spodziewał, że dotychczasowy, jednopłytowy materiał hatART CD 6136 rozrośnie się do wymiarów podwójnej płyty i zawierać będzie teraz materiał z tych samych co uprzednio dwu koncertów, jakie trio Myry Melford dało w Europie w roku 1993, jednak uzupełniony, o wcześniej niepublikowane utwory. Stąd zamiast dotychczasowych około 70 minut muzyki, otrzymaliśmy wydawnictwo prawie dwugodzinne. Zmieniony został też układ poszczególnych utworów, a płyta ponownie zremasteryzowana w technologii 24 bitowej.
Dość tych uwag - teraz o muzyce. Jaka jest? A jaka może być?
Jest takie słowo "przednia" i bynajmniej nie musi się ono odnosić do przedniej części czegoś. Ta muzyka jest właśnie przednia. Jest to mozaika zainteresowań Myry Melford niejako złapana podczas występu na żywo. Nie jeden już raz Melford, nawet w nagraniach studyjnych, pokazywała, że lubi długie utwory. Nic dziwnego, że tym bardziej podczas koncertu miały one wystarczającą przestrzeń i czas, by zaprezentować się w całej okazałości. Mogły trwać aż do całkowitego wyczerpania. I trwały. Jednak samo trwanie, sama długość utworów to nazbyt mało, by utwory były dobre, niekiedy wręcz długość utworów im przeszkadza, gdzieś zatraca się ich główna myśl, gdzieś schodzą na pobocza i rozpływają się w niebycie.
Myra Melford jest jednak artystką nieprzeciętną, posiadającą pewien dar, podobnie jak Keith Jarrett, do wciągania w jakiś mistycyzm. Najpierw jest kilka dźwięków, temat, potem zaczyna się misterium. Zdawałoby się, że przed słuchaczem nie zasiada pianistka, a jakiś mag, szaman, który go czaruje swym fortepianem. Na tych koncertach, pianistce towarzyszy znakomita sekcja rytmiczna (choć to źle powiedziane bowiem muzycy ci nie ograniczają się jedynie do rozgrywania rytmu, a biorą czynny udział w kreowaniu całej muzyki) z Lindseyem Hornerem i Reggie Nicholsonem. To co w owym czarowaniu jest symptomatyczne, to, że Melford w jednakowy sposób słuchacza zaczaruje zarówno dźwiękami bluesa, jak i free, jak i muzyki kojarzącej się z muzyką współczesną. Niezależnie, czy grane dźwięki są skoczne, czy delikatne i powolne. To wielka umiejętność dostępna jedynie kilku, może kilkunastu najlepszym pianistom. A Melford do nich należy...
Myra Melford - Alive In The House Of Saints, hat HUT, hatOLOGY 2-570, 1993/2002, recenzja ukazała się pierwotnie w diapazon.pl dnia 8.09.2002 r.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz