Słowa na temat tej muzyki rozpocząć wypadałoby od konstatacji, że jej efekt brzmieniowy jest zupełnie nietypowy dla uszu przywykłych do "normalnych" składów instrumentalnych.
Oto bowiem znany puzonista, poruszający się po sferze muzyki improwizowanej (w tym jazzie, free improv, muzyce współczesnej oraz elektronicznej - i niech mi zostanie wybaczony ten niedoskonały logicznie podział) - George E. Lewis spotyka wirtuozkę japońskiej cytry, zwanej koto - Miyę Masaokę. Jedynie dwa instrumenty, przy czym do brzmienia jednego jedynie europejskie ucho przywykło. Koto przez długi czas będzie chyba jeszcze kojarzone z etniczną muzyką japońską i prawdopodobnie znane niewielu.
Dwanaście utworów, jakie zawiera płyta nie ma podanych kompozytorów, co jedynie potwierdza obraz dźwiękowy, jaki do nas dociera - mamy do czynienia ze swobodną improwizacją dwu instrumentalistów. I choć zarówno Lewis, jak i Masaoka udzielają się na poletku jazzowym, oraz pomimo kulturowego w chwili obecnej schematu kojarzenia improwizacji, szczególnie właśnie tej "wolnej" z jazzem, trudno byłoby uznać muzykę tu zawartą za jazz. Raczej nie sposób tego zrobić. Trudno nawet doszukać się jazzowej inspiracji. Ci zatem, którzy niejazzowym free improvem nie są zainteresowani, a poszukują jazzu w nagraniach tak Lewisa, jak i Masaoki, przyjdzie poszukiwać innych płyt tych muzyków, jak choćby doskonałe duety Lewisa z Braxtonem, czy płytę Masaoki poświęconą muzyce Monka.
Pozostali winni znaleźć w muzyce duetu to co lubią. Swobodne, abstrakcyjne partie obu muzyków nie oglądające się ani na przeszłość, ani na przyszłość, po prostu powstałe w chwili grania. Powracając do brzmieniowego aspektu nagrania, chciałbym zwrócić uwagę jeszcze na dwie rzeczy - delikatne, wręcz waltorniowe niekiedy brzmienie puzonu (zresztą doskonale dostosowane do muzyki, która jest spokojna, wręcz kontemplacyjna, czy minimalistyczna z innego punktu widzenia) oraz na fakt, że oprócz akustycznego dźwięku koto, wykorzystane zostały brzmienia generowane przez ten instrument, sterujący komputerem przez MIDI. Poniekąd dziwne, że znany z dużych osiągnięć w zakresie "interaktywnej" muzyki "elektronicznej", czy "komputerowej" Lewis nie wykorzystał tu swych doświadczeń.
Nie podejmuję się nawet w jakikolwiek sposób oceniać tego typu muzyki - są jej fascynaci, są osoby odsądzające od czci i wiary tak grających muzyków. W moim przekonaniu powinniśmy dać zaistnieć tego typu muzyce w naszej świadomości, zwłaszcza, że rozwijana jest już bez mała 40 lat. Pomimo tego, że całość płyty jest zapisem dokonanym "na żywo", mnie najbardziej podobają się dwa, najdłuższe zresztą na płycie, utwory zarejestrowane podczas występu przed publicznością. Według mnie potwierdzają one jedynie fakt, że muzycy lepiej grają i brzmią kiedy mają przed sobą żywego odbiorcę.
George Lewis & Miya Masaoka - The Usual Turmoil and Other Duets, Music&Arts 1023, 1998, recenzja ukazała się pierwotnie na diapazon.pl dnia 17.09.2003 r.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz