sobota, 10 listopada 2012

Lawrence Butch Morris, Lę Quan Ninh & J.A. Deane - Burning Cloud (diapazon.pl)

"Burning Cloud" z jazzem ma niewiele wspólnego. Jeśli już, to tyle, że "Butch" Morris był członkiem loftowego kwartetu Davida Murraya i wówczas niewątpliwie grał jazz. I w późniejszym okresie jego twórczości można znaleźć elementy jazzu. Prędzej jednak można powiedzieć, że są to jazzu elementy, niż jazz "czystej wody", oprócz nich pojawiają się inne - ze skarbnicy całej muzyki.

Może jeszcze gra Morrisa na kornecie ma w sobie coś z jazzowego postrzegania tego instrumentu. Przecież blisko mu, zarówno w sposobie kształtowania dźwięku, jak i samym kształtowaniu melodii do trębaczy z jazzem kojarzonych. Niech to nie zabrzmi, jak słowa porównania, jednak Morrisowi - korneciście w sumie blisko do Bradforda, Smitha czy Smokera, choć każdy z nich zachowuje swój odrębny styl. Ba niekiedy doszukać się można fraz, jakby żywcem wyjętych z elektrycznego Davisa. J.A. Deane oraz Le Quan Ninh, szczególnie zaś ten ostatni to muzycy związani ze sceną free improv.

Według tego co zostało napisane na płycie, "Burning Cloud" zawiera muzykę skomponowaną (przez Morrisa zresztą), choć atmosfera tego nagrania przywodzi na myśl zupełnie swobodne improwizacje, kształtowane podczas występu. Nie byłoby niczym szczególnym, gdyby tak się zdarzyło, bowiem wszyscy trzej panowie są wyśmienicie zgrani dzięki swym licznym wspólnym kolaboracjom.

Muzyka z tej płyty może urzec swym pięknem. Odrzućmy jednak swe brzmieniowe przyzwyczajenia. Odrzućmy przyzwyczajenia do roli poszczególnych instrumentów w zespole. Ninh, pomimo, że zajmuje pozycję perkusisty, na pewno nie podaje jakiegokolwiek beatu, gra plamami, stanowiąc "blaszane" (przede wszystkim) i "głuche" (w mniejszym stopniu) tło sonorystyczne, na którym rozwijają się inne dźwięki. Powiedziałem tło, ale to z przyzwyczajenia - pozycja perkusisty jest równoprawna względem obu dęciaków. Dwaj pozostali muzycy w zupełnie odmienny sposób kształtują dźwięk. Puzonista, niekiedy wspomagając swój dźwięk elektroniką, niekiedy przerzucając się z puzonu na flet, gra głównie szerokimi łukami. Morris, gra szybciej, więcej dźwięków, jak wspomniałem, niekiedy nawet kojarzących się z luminarzami jazzu.

Jedyne co mi się kojarzy słuchając tej, urzekającej przecież muzyki, to abstrakcja. Jeśli w muzyce tak powszechnym byłoby stosowanie tego terminu, jak przy postrzeganiu sztuk plastycznych, niemal nie miałbym problemu - stwierdziłbym sztuka, muzyka abstrakcyjna. I byłby spokój. Ale to właśnie słowo, z rzadka używane, przy opisywaniu muzyki (sam nie wiem czemu), jest mi najbliższe, gdy słucham tej płyty. Muzyki być może w jeszcze większym stopniu nie do opisania, niż bardziej "typowe" jej przejawy.

Posłuchajcie więc sami, nie oczekując niczego. Bez żadnego wstępnego nastawienia, wstępnych założeń, uprzedzeń. Mam nadzieję, że wówczas odkryjecie w tej muzyce jej piękno. A doprawdy ono w niej tkwi.

Lawrence Butch Morris, Lę Quan Ninh & J.A. Deane - Burning Cloud, FMP, 77, 1993, recenzja ukazała się pierwotnie w diapazon.pl dnia 13.09.2003 r.

Brak komentarzy: