Twórczość Mata Maneriego jakoś nie bardzo w Polsce się przyjmuje. Szkoda, bowiem to jeden z najciekawszych współczesnych skrzypków jazzowych, mający swoje własne brzmienie, sposób improwizowania - po prostu swój własny język. To bardzo wiele, bowiem w jazzie elementy te tworzą muzyka z krwi i kości.
Tym razem jest współliderem kwintetu prowadzonego wraz z Pandelisem Karayorgisem. To bodaj najmniej znany zresztą członek tego zespołu, albowiem postaci Michaela Formanka nikomu nie trzeba przybliżać, a i Tony Malaby staje się nieco bardziej popularny. Dopełniający kwintetu Randy Peterson to także znany i ceniony muzyk. Maneriego z Karayorgisem łączy współpraca na kilku już płytach.
Przybliżając postać tego pianisty nie sposób też pominąć jego współpracy z popularnym w Polsce Kenem Vandermarkiem. Mniejsza jednak o "rodzinne" koneksje. Dla mnie ważniejsze jest to co jest grane. A grane jest rewelacyjnie!
Płyta prezentuje pięć interesujących kompozycji Karayorgisa w doskonałej interpretacji kwintetu. Trudno zresztą mówić, że muzyka ta jest zawsze interpretowana przez kwintet. Sporo tu gry solowej, bez towarzyszenia żadnych innych instrumentów. Często zatem słyszymy skrzypce solo, są miejsca, w których słyszalny jest jedynie kontrabas itd. Gdzieniegdzie odzywają się jedynie dwaj, czy trzej spośród wszystkich muzyków. Wydaje mi się, że najmniej widoczny jest... pianista, czyli współlider i dostarczyciel całego materiału - Karayorgis.
Przez taką formę, muzyka nie daje możliwości znużenia choćby przez chwilę. Wciąż zaskakuje zmianą instrumentacji, co czyni ją zbliżoną do koncepcji tzw. muzyki poważnej. Mimo tego, że wszyscy muzycy są doskonali, chciałbym uwagę zwrócić na trzech spośród nich. Po pierwsze jakby nieco ostatnio mniej aktywny Michael Formanek. Ten spadkobierca Mingusa może się podobać. Inteligentne sola, ciekawy podkład w akompaniamencie. I piękne, należałoby rzec rasowe brzmienie kontrabasu. Po drugie Tony Malaby. Od pewnego czasu przyglądam się temu muzykowi. Zastąpił Stana Stricklanda w kwartecie Ehrlicha, pojawił się w zespołach Formanka, Heliasa, Schullera czy Varnera, zdążył nagrać własne płyty. Zawsze interesujący, jednak nigdy do końca mnie nie przekonał swoją muzyką (może za wyjątkiem autorskiej "Sabino"). Tutaj przekonuje i każe przeanalizować poprzednie swoje dokonania. Gra tak, że trudno sobie w tym miejscu byłoby wyobrazić innego muzyka - a to duży komplement. Jego gra stała się także swobodniejsza niż dotychczas, co doskonale się sprawdza w tej muzyce. I po trzecie Mat Maneri. Nie skomponował tu żadnego utworu - jednak piętno jego gry na skrzypcach jest wyciśnięte w każdym miejscu, gdzie się one odzywają. To on nadał tej muzyce ostateczny brzmieniowy szlif, udawadniając po raz nie wiem już który, że jest bodaj najciekawszym współczesnym skrzypkiem (także altowiolistą) młodszego pokolenia.
Pandelis Karayorgis / Mat Maneri Quintet - Disambiguation, Leo Records, LR 334, 2002, recenzja ukazała się pierwotnie w diapazon.pl dnia 25.02.2003 r.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz