niedziela, 11 listopada 2012

Theo Jörgensmann & Eckard Koltermann - Pagine Gialle (diapazon.pl)

Przyznam się bez bicia, bo czynię to już od dawna. Mam olbrzymie zaufanie do muzyki klarnetowej. Mogą być klarnety z towarzyszeniem innych instrumentów, mogą być same. Może być jeden, może być wiele. Także rodzaj tego instrumentu jest mi obojętny. Gdy słyszę, że muzyka będzie grana na klarnecie uszy zaczynają mi wachlować powoli, uśmiech pojawia się na twarzy, oraz gorączkowo czekam chwili, kiedy już zabrzmią pierwsze dźwięki. Biorąc pod uwagę, że tym razem płytę przywiozłem sobie z podróży, moja cierpliwość została wyraźnie nadużyta.

Opłacało się.

Nie dość, że mam zaufanie do klarnetu, to jeszcze olbrzymie do Theo Jörgensmanna - jednego z najlepszych chyba wirtuozów tego instrumentu, grających muzykę... No właśnie - chyba najlepiej powiedzieć "improwizowaną", choć i to stwierdzenie nie jest dokładne. Jazzową? Współczesną? Chyba jednak czas by wymyślić jakieś nowe słowa, bowiem stare, ze swymi dotychczasowymi desygnatami chyba się nieco zdewaluowały.

Jak już powiedziałem, oczekiwałem na pierwsze dźwięki tego nagrania dłuższy niż zazwyczaj czas. I tak niezmiernie się cieszę, albowiem płyta duetu jest już niemalże wyczerpana na całym świecie, a znając politykę wydawniczą Wernera X.Uehlingera niestety nieszybko możemy spodziewać się wznowienia, nowego wydania, czy choćby dodruku. Niedostępność jej, to zarazem największy mankament tej płyty. Innych nie ma.

Pięć utworów-improwizacji zagranych na dwa (niekiedy jeden) klarnety, przy czym Koltermann gra na instrumencie basowym. Zaprezentowanej zaś muzyki nie potrafię nazwać inaczej jak piękną. Partie improwizowane i skomponowane (przynajmniej w jakimś szkicu, zarysie utworu) towarzyszą obok siebie. Jednakże nie próbują ukazać swej wyższości jedne nad drugimi. Żyją w pokojowej koegzystencji, uzupełniając się. Instrumenty opowiadają się wzajemnie. Partie Jörgensmanna komentowane są przez Koltermanna i odwrotnie. Jazzu pewnie tu nie uświadczysz. Trudno doszukać się jakichś linii kojarzących się jednoznacznie z tą muzyką. Jeśli już, to jazzowo brzmiące improwizacje. Znajomy, który posłuchał fragmentu płyty stwierdził, że najbardziej pasuje do niej niewiele znacząca obecnie etykietka "contemporary music". To było również moje pierwsze skojarzenie. Muzyka czerpie pełnymi garściami z rozwiązań znanych tzw. muzyce współczesnej. Czerpie też z jazzu. Podąża też drogą wskazaną w przeszłości dla europejskiego idiomu muzyki free, granej z dala od bluesowych korzeni Ornette'a. To nie jest istotne, bo pewnie, gdyby chcieć się przysłuchać frazom Jörgensmanna z bliższa, to bez trudu znaleźć można byłoby także i zupełnie bluesowe frazy. Istotnym dla mnie jest, że szlachetne brzmienie rozlega się w każdym zakątku pokoju.

Tym razem nie tylko szlachetne przez barwę tego najszlachetniejszego ze szlachetnych instrumentu dętego, ale i samą muzykę, która ma właśnie taki charakter. Doskonała płyta.

Theo Jörgensmann & Eckard Koltermann - Pagine Gialle, Hat Hut, hatOLOGY 553, 2001, recenzja ukazała się pierwotnie w diapazon.pl dnia 18.05.2005 r.

Brak komentarzy: