Za tajemniczo brzmiącą nazwą zespołu Stone House ukrywają się dość znani dla wielbicieli takich wytwórni, jak Cadence, CIMP czy AUM Fidelity muzycy: Luther Gray, Joe Morris i Rob Brown.
Pomimo udziału gitarzysty w tej sesji, próżno szukać w nagraniach brzmienia gitary. Joe Morris coraz częściej sięga po kontrabas i właśnie w roli kontrabasisty pojawia się także tutaj. Dopisek na kopercie - kopercie, albowiem płyta wydana jest tak, jak niegdyś wydawane były longplaye - brzmi: wszystkie utwory zostały wyimprowizowane przez członków tria.
Spierać się można, czy takie podejście do muzycznej materii jest lepsze, czy gorsze od grania utworów skomponowanych, nawet z improwizacjami. Jest po prostu inne. Faktem jest, że dzięki takiej metodzie zawsze otrzymujemy materiał wcześniej niesłyszany. Faktem również, że ten sposób grania, jako swoisty muzyczny ekshibicjonizm, jest często bardziej szczery od grania wcześniej zaplanowanego materiału (nie umniejszając jego jakości). W końcu też faktem jest, że bywają nagrania tego typu na doskonałym poziomie. Wszystko zależy od splotu bardzo wielu czynników. Jak zawsze.
Przyznam na wstępie, że wolę nagrania tego typu w wersjach koncertowych. Niestety "Likewise" taką płytą nie jest. Jaką jest? Myślę, że dla wielbicieli takiej estetyki - bardzo dobrą. Muzyka, która powstała, bliska jest w swej stylistyce współczesnemu free jazzowi. I nic dziwnego, skoro grają tu postaci z "górnej półki" obecnego środowiska free jazzu. Wyimprowizowanie materiału, brak jakichś wstępnych ustaleń powoduje, że poszczególne utwory nie układają się w ciąg powtarzających się na przemian tematów i solówek. Każdy z nich jest improwizacją trzech równoprawnych solistów. Nie będę jednak twierdził, że oto mamy do czynienia z rzeczą wyjątkową, która nie zna precedensu w dziejach muzyki. Wręcz przeciwnie, powtórzę, Ci którzy lubią pojawiające się na wcześniej wymienionych wytwórniach, szczególnie zaś CIMPie, nagrania różnego rodzaju tercetów, będą się czuli jak ryba w wodzie z tą propozycją. Pozostałych - obym się mylił - pewnie nie zainteresuje. Szczególnie tych, którzy przywykli do melodyjnych tematów, czy do "melodyjek" pojawiających się na bardziej przystępnych nagraniach. Innymi słowy propozycja to dla świadomego słuchacza, który potrafi ją docenić.
Stone House - Likewise, Riti 8, 2003, recenzja ukazała się pierwotnie w diapazon.pl dnia 22.11.2003 r.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz