Do Petera Brötzmanna przylgnęła etykietka najgłośniejszego saksofonisty świata. Faktem jest, że muzyka jaką proponował on od ok. 40 lat jest gwałtowna, bezkompromisowa, niesamowicie impulsywna i ekspresyjna.
Sam Brötzmann, może i bezwiednie stał się pewnie jednym z prekursorów free improvu, który tu i ówdzie uważany jest "dopiero za prawdziwą muzykę":-). Ja szczerze powiedziawszy, jak do tej pory nie znalazłem jego płyty, do której słuchania chciałbym powrócić.
"Z pewną taką nieśmiałością" zatem podchodziłem do świeżo wydanej płyty tria Brötzmanna z koncertów w "Pustej Butelce". Jedynie dwa utwory: w tym jeden trwający ponad 40 minut, a drugi jedynie o połowę krótszy - wszystko to wróżyło, że ponownie do czynienia będziemy mieli z "Machine Gun", który bezlitośnie obnaży wszystkie zalety solowego i grupowego grania free, graniczącego bardziej właśnie z free improv nawet, a nie z free jazzem. W zasadzie do posłuchania płyty zmusił mnie snobizm płytomana - cóż to bowiem może Okka wypuszczać w limitowanych seriach?
Zanim jeszcze o muzyce - płytka w istocie wygląda na taką, która wypuszczona jest w małej serii; wygląda tak jakby sami muzycy, jak najniższymi kosztami chcieli wydać ten materiał. Całe szczęście dźwiękowo jest bez zarzutów.
A skoro już przy dźwiękach. Miód na moje sterane uszy. Brötzmann zaprezentował muzykę w trio wraz z jedną z najciekawszych sekcji rytmicznych ostatnich lat: Hamid Drake i Kent Kessler - współpracujących na stałe m.in. z Kenem Vandermarkiem, nota bene zapatrzonym w muzykę Brötzmanna. Ciągłe poszukiwanie nowości winno teraz przejawić się zdaniem typu: w zasadzie zaproponowana muzyka niczego nowego nie wnosi do koncepcji tria jazzowego. No właśnie, tyle że to mistrzostwo świata.
Oba utwory nie należą do przejawów jazzowej liryki, niemniej jednak pojawiają się wysublimowane dźwięki, harmonie, choć przecież i tu zdarzają się chwile niczym nie skrępowanego grania. Na słowa uznania zasługuje gra Drake'a, któremu w sposób jak najbardziej naturalny udaje się podkładać ciekawe rytmy, pod linearne improwizacje Brötzmanna. Muzyka nie jest impulsywna. Brötzmann nie usiłuje nikogo zabić saksofonem, co zdarzało mu się na poprzednich płytach. Trio przedstawia ucztę na trzech równoprawnych muzyków, sięgających może wyżyn swoich umiejętności. Słuchając tej muzyki ma się wrażenie obcowania ze Sztuką. To doświadczenie pojawia się niezmiernie rzadko, od czasu, gdy pojawiła się rzesza doskonale wyuczonych odgrywaczy muzyki.
Posłuchajcie Brötzmanna - będziecie wiedzieć czym różni się muzyczny absolut od popłuczyn. Aha - spieszcie się, Okka wydała jedynie 800 sztuk tej płyty.
Peter Brötzmann, Hamid Drake, Kent Kessler - Live At The Empty Bottle, Okkadisk, ODL 10005, 1999, recenzja ukazała się pierwotnie w diapazon.pl dnia 14.05.2002 r.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz