Ma w sobie coś z Erika Dolphy'ego, Olivera Lake'a, wczesnego Archiego Sheppa i Thomasa Chapina. Pochodzi z Izraela, od 1991 roku mieszka w Nowym Jorku. Grywa jazz, grywa free, ale... z drugiej strony jest jednym z filarów Gogol Bordello, wielonarodowościowej komandy grającej wszystko co się da, wymieszane w bałkańsko-cygańsko-ukraińsko-bliskowschodnim sosie podszytym dubem, punkiem, reggae i nie wiadomo czym jeszcze.
Ori Kaplan. Niepokorna dusza. Jakiś czas temu zrealizował płytę "Delirium", drugą już, dla prestiżowej, w gronie nawiedzonych fanów muzyki improwizowanej, wytwórni CIMP. I o płycie tej mówić można jedynie dobrze. Jest typowa, freejazzowa i... wspaniała. Słowa uznania należą się dla wszystkich muzyków.
Rewelacyjny jest ów "plus", czyli Steve Swell, obecnie chyba najdoskonalszy z puzonistów grających free. Spadkobierca Rudda przemawia każdym dźwiękiem. Rewelacyjna jest sekcja, przy czym umożliwienie Tomowi Abbsowi gry już to na kontrabasie, już to na tubie było znakomitym zabiegiem. Niesamowicie gra Geoff Mann, perkusista. Niby nic nadzwyczajnego, ale zawsze jest tam, gdzie powinien być. Nadaje nagraniom duszy. I spiritus movens przedsięwzięcia, łączący cechy najbardziej lubianych przeze mnie alcistów - Ori Kaplan.
Melodyjne frazy spotykają się w zaskakujących miejscach. Muzyka pulsuje. Gna w różne strony. Och, chciałoby się być na ich koncercie. Studyjnie jest bowiem bardzo klarownie (te nagrania dla CIMP-u). Wszystko brzmi niesamowicie. To jedna z takich płyt, przy których chce się żyć. Potrafi napędzić energię na cały tydzień. Lecz... mam takie wrażenie... dopiero koncert ukazałby kwartet. Zmienia się nastrój, zmienia się rytm. Zmienna jest melodia, zmienne nawet brzmienie (zamiana kontrabasu na tubę dużo daje). Pozostaje jedynie łącznik w postaci dwu wspaniałych improwizatorów: Swella i Kaplana mających oparcie w cudownej sekcji Abbs-Mann. Mimo - jak powiedziałem grania "zwykłego" free - są na tej płycie momenty nieprzewidywalne, już to podgrywanie Kaplana przy solach Swella, już to pozostawanie jedynie sekcji po ekstazie dęciaków. Dla fana free, jakim się mienię radocha po same uszy, pisał już więcej nie będę, cieszcie się jak i ja cieszę.
Ori Kaplan Trio Plus - Delirium, CIMP, #223, 2001, recenzja ukazała się pierwotnie w diapazon.pl dnia 6.01.2006 r.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz