Chyba nie od parady byłoby nazwanie PoBandu prowadzonego od kilku lat przez perkusistę Lou Grassiego supergrupą awangardowego jazzu.
Tyle, że tego typu sformułowania w odniesieniu do zespołów jazzowych się jakoś nie przyjęły. A po drugie, aczkolwiek muzycy wchodzący w skład tej komandy są wyśmienici i wybitni, nigdy chyba jakoś nie odgrywali pierwszych skrzypiec w jazzowym czy awangardowym muzycznym światku. Na pewno natomiast mają wielkie poważanie u innych, często młodszych adeptów tej sztuki. Bo, czyż doprawdy wielu jest fanów jazzu, którym nie tylko nie obce są nazwiska takich muzyków jak Perry Robinson, Art Baron, czy Paul Smoker, Herb Robertson, Steve Swell, ale przede wszystkim ich muzyka. Już prędzej nieobcy będzie Wilber Morris i gość w recenzowanym nagraniu John Tchicai, szczególnie sympatykom free, nieco starszego pokolenia.
PoBand zresztą to dość szczególny band, o niezbyt stałym składzie, jednak funkcjonujący na jazzowej scenie ładnych już kilka lat. Tradycją się też stało, że Grassi zaprasza do udziału w nagraniach specjalnych gości. W nagraniu o wiele mówiącym tytule "ComPOsed" jest nim nieco chyba już zapominany muzyk, w którym środowisko freejazzowe pokładało niegdyś duże nadzieje. Tymczasem osiedliwszy się w Danii, artysta ten jakby został nieco zapomniany. Ale może się mylę. Tak czy inaczej zapamiętał go Grassi i nagrał płytę w sekstecie. Ilekroć słucham tej muzyki, mam wrażenie, że tak grałby Hot Five czy Hot Seven Armstronga, gdyby temu Wielkiemu Muzykowi przyszło żyć w naszych czasach i zechciał zagrać free. Szczególnie, gdy słucham pierwszego utworu "Daddy No Mana". Ale i później, gdy pojawiają się niekiedy marszowe tempa, niemal widzę, jak uśmiecha się do nas Satchmo - freejazzowiec.
Tak naprawdę, muzyka tu zawarta nie wychodzi poza schemat tego, co zwykło się niekiedy określać new free, czy new free jazz. Podobnych nagrań, realizowanych przez wytwórnię CIMP jest także wiele. Niemniej jednak, słuchanie właśnie tej płyty przynosi mi niekłamaną przyjemność. Fajnie rozwijane improwizacje, ciekawa interakcja pomiędzy muzykami. To może się podobać. O kompozycjach, mimo tytułu nie mówię nic. Niewiele w nich tego, co zwykło się wiązać z typowym pojęciem o kompozycjach. Niewiele tu miejsc, w których pojawiają się tematy w tradycyjnym ujęciu. Trudno też w tej muzyce doszukać się czegoś, co nazwać by można melodią, czy prędzej melodyjnością. Niemniej jednak, dla freejazzowych uszu, ta muzyka niesie właśnie wiele owych melodii, melodyjek całkiem sporą ilość. Podobać się mogą także poszczególni muzycy i ich wkład w powstanie tej płyty. W sumie - ciekawa rzecz.
Lou Grassi's PoBand/John Tchicai - ComPOsed, CIMP, #262, 2002, recenzja ukazała się pierwotnie w diapazon.pl dnia 17.05.2004 r.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz