Koncertu zapis doskonały. Kwartet, rzec można nestorów amerykańskiego jazzu, choć w zasadzie określenia tego użyć można przede wszystkim do Andersona, gra to co w amerykańskim free najlepsze.
Oczywiście, że spodziewać się po nich nie sposób "czegoś nowego", odkrywczego. Szczególnie po Andersonie i Jordanie. Ci panowie po prostu grają amerykańskie free, które w roku 1999 miało już swoją bogatą, około czterdziestoletnią historię.
I co z tego, że nie usłyszymy jakichś formalnych nowinek, nowych koncepcji. Ta płyta udowadnia raz jeszcze, że nie ważne jest co, ale kto i - przede wszystkim - jak gra. A czterech panów gra tak, że "buty lecą z nóg", choć to nie perfektowski rock, a amerykański free. Amerykański na wskroś. Mnóstwo tu odniesień do jazzowej tradycji. Muzyka, choć swobodnie improwizowana wciąż swninguje, wciąż bluesem podszyta. Do tego stopnia, że chciałoby się ściągnąć marynarę i pomachać nią w powietrzu. Free swingowa maszyna zapewnia bowiem taki tap-factor, jakie rzadko spotkać można w obecnych, często bardzo przeintelektualizowanych propozycjach. Szczególnie tych, które płyną z Europy.
Jeśli zatem ktoś jest spragniony, bądź co bądź tradycyjnego już free jazzu granego w iście mistrzowski sposób, z niesamowitymi solówkami obu saksofonistów wspieranych przez, co tu dużo mówić, jedną z najlepszych sekcji współczesnego jazzu to winien zaopatrzyć się w ten podwójny album. Wart jest wydanej każdej złotówki. Ręczę.
Anderson / Drake / Jordan / Parker - 2 Days in April, Eremite, MTE-023/24, 2000, tekst ukazał się pierwotnie w diapazon.pl dnia 29.06.2006
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz